Stefan Żechowski, Matejko u umierającego Grottgera
KATALOG, 1996
MUZEUM MIEJSKIE W ZABRZU
Jadwiga Pawlas-Kos
Piszący o Stefanie Żechowskim rozpoczynają często swoje dywagacje uwagą, iż jest on artystą właściwie zapoznanym, nie istniejącym w szerszej świadomości społecznej, nie mającym określonego miejsca w historii sztuki polskiej. Powtarza się zwłaszcza konstatacje wiążące to zapoznanie z faktem przedwojennej (1938) konfiskaty „Motorów” - zilustrowanej przez Żechowskiego skandalizującej powieści Emila Zegadłowicza.
Ilustracje są znakomite i - być może - druk „Motorów” z reprodukcjami rzeczywiście spopularyzowałby i w jakimś stopniu sztukę artysty, przyniósłby mu rozgłos. Czy jednak słusznym jest takie postrzeganie i próby charakteryzowania „mistrza rysunku” jako przede wszystkim ilustratora?
Twórczość Stefana Żechowskiego, jej proweniencje, skala jego talentu - były i są zjawiskiem wielce kłopotliwym dla krytyki; trudnym do jednoznacznych rozstrzygnięć i klasyfikacji. Artysta wypowiada się w sposób, który na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo osobisty, subiektywny, wymagający od widza swego rodzaju gotowości włączenia się do poetyckiej gry jego wyobraźni. A ona wydaje się dziś tak bardzo anachroniczna, tak jawnie odbiegająca od wszystkiego, co działo się w sztuce ostatnich dziesiątków lat! Nie jest to twórczość jednorodna; jej rodowód ma oczywiste powiązania z młodopolskim symbolizmem, a wcześniej jeszcze - romantyzmem grottgerowskim. To nie wszystko - sam artysta naprowadza nas na trop rozlicznych „powinowactw”, wymieniając w swym pamiętniku („Na jawie”, 1981) Pruszkowskiego, Chełmońskiego, Böcklina, Ropsa, wreszcie Szukalskiego… A przecież jest ta sztuka zjawiskiem wyjątkowym i całkowicie „osobnym”; pomimo wszelkich obcych naleciałości, nie sposób nie dostrzec w niej silnej indywidualności: oryginalności wyobraźni, niepowtarzalnej wizyjności i fantastyki, niezwykłych surrealistycznych czy onirycznych klimatów.
Sam Żechowski intrygował przez lata niewytłumaczalnym samotniczym żywotem odludka zapodzianego gdzieś na prowincji (por. „Nota biograficzna”) z dala od wszystkiego, co dla artysty może być ważne; zwłaszcza ożywczej bliskości tętna artystycznego życia. Oczywiście konsekwencją ucieczki od świata, odsunięcia się od „szumu i zgiełku agory” bywa zwykle (i w tym przypadku tak było) nieistnienie na artystowskich giełdach i rankingach, a także w społecznej świadomości.
Także sama forma, - tradycyjna czy nawet anachroniczna konwencja, w jakiej tworzył - w warunkach wszechwładnego panowania czy nawet terroru awangardyzmu - odsunęła go poza nawias oficjalnie uznawanych nurtów artystycznego życia.
Poniższe rozważania i refleksje dotyczą kilku zaledwie wybranych aspektów bogatej problematyki twórczości Żechowskiego. To jakby rzucenie światła i przybliżenie paru odrębnych zupełnie, choć jednakowo intrygujących „oblicz” oryginalnego artysty. W dużym stopniu omawiana problematyka pokrywa się z tematyką prac Stefana Żechowskiego znajdujących się w zbiorach Muzeum.
W młodzieńczej twórczości Stefana Żechowskiego (pocz. lat trzydziestych) szczególnie intrygujące wydają się symbolistyczno-wizjonerskie kompozycje o wyraźnie młodopolskich inspiracjach. Są stosunkowo mało znane; zaskakują - bo wydają się anachroniczne, dotyczące spraw i klimatów dawno już przebrzmiałych (nawet w momencie ich powstania Żechowski był „pogrobowcem” małopolskiej uczuciowości i stylistyki, u jego współczesnych już dawno zarzuconych). Wiele wyjaśnić tu mogą cechy umysłu i osobowości skłaniające artystę ku symbolizmowi, mistyce, wizjonerstwu. Oczywiście kluczem do warstwy obrazowej tych kompozycji jest modernistyczna sztuka (Malczewski) i literatura (Przybyszewski, Miciński, Tetmajer). Tematyka - charakterystyczna dla młodopolskich fascynacji: sztuka, artysta, męka tworzenia, natchnienie, samotność wybitnej jednostki, miłość, kobieta (we wszelkich wcieleniach), śmierć, Chrystus, Szatan. Cechą obrazowania jest tu konglomerat wątków i motywów, a także postaci - biblijnych czy mitologicznych. Najistotniejszy jest jednak nastrój - on właściwie „roztapia” tematy. Tak więc nostalgiczne, oniryczne pejzaże w tych kompozycjach nie są po to, aby dawać widzowi iluzję wycinka rzeczywistości, ale po to, by tworzyć nastrój. Przenoszą w świat wizyjny: czasem jest to otwarta przestrzeń łąk i bladych gajów na horyzoncie, czasem jakieś opustoszałe ugory jałowej ziemi, wreszcie - labirynty, otchłanie, przestworza Kosmosu (?). Powtarzają się niektóre ich elementy: np. majaczące na horyzoncie wątłe zagajniki, wiotkie pnącza i dziwne rośliny, lustra wody odbijające światło księżyca, znikające na wodzie kręgi… Te oniryczne krajobrazy zaludniają fantastyczne postaci - najczęściej blade, wiotkie, „znikliwe”. Przychodzi na myśl twórczość Jacka Malczewskiego - czołowego polskiego symbolisty (jedna z plansz jest mu dedykowana): tak, jak tam i u Żechowskiego roi się od stworów mitycznych i fantastycznych zjaw: chimer, uskrzydlonych herosów, koźlonogich faunów i nimf.
Szczególnie bliska wydaje się być Żechowskiemu tematyka związana z młodopolskim postrzeganiem problemów sztuki i twórczości w życiu człowieka. Powraca motyw artysty, jednostki wybitnej, wyobcowanej i przeciwstawionej tłumowi („Zagasłe słońce”, „Szydercy”), buntującej się przeciw wszelkim ograniczeniom (np. uskrzydlony heros, miotający się u kraty więziennej w kompozycji „Daremny sprzeciw”). Artysta Żechowskiego ma z pewnością poczucie wyższości nad przeciętnym tłumem, ale jednocześnie świadomość izolacji go unieszczęśliwia; jest to bolesna samotność, którą młodopolscy cierpiętnicy określali „więzieniem z odwróconych pleców”. Sama twórczość artystyczna jest również u Żechowskiego tematem symbolicznej interpretacji: motyw natchnienia, wysiłku twórczego, twórczej niemocy… Jedna z prac pt. „Poskromienie fantazji”, przywodząca na myśl rysunki Edwarda Okunia w młodopolskiej „Chimerze” (natchnienie symbolizuje tam coś tak ulotnego, jak księżycowa poświata na wodzie) pokazuje natchnionego młodzieńca usiłującego spętać skrzydła wyrywającej się „fantazji” - anioła.
W wielu kompozycjach z tego okresu przywołuje Żechowski postać Chrystusa; w bardzo szczególnym jednak ujęciu, nawiązującym do wizerunku Boga młodopolskiego. Nie jest to budzący grozę Jahwe, lecz Bóg po ludzku ubogi, cierpiący i kruchy, wydany na „kuszenie” ciemnych mocy. Jest bezsilny wobec Zła, więc tylko solidarny z losem cierpiącej ludzkości, śmiertelnie smutny i samotny. Chrystus - to jakby bosko-kosmiczny człowiek, bezradny wobec świata, a w szczególności wobec tragedii człowieczego losu. Nie czuje się panem swojego stworzenia (przychodzi tu na myśl wyznanie Leśmianowego Boga: „świat mój mija się ze mną!”). Motyw daremnej ofiary powraca w przejmujących wizjach rozkrzyżowanego na globie ziemskim Chrystusa - człowieka „kuszonego” przez odrażającą larwę (Żechowski opisuje tę wizję w pamiętniku jako własny sen.)
Stefan Żechowski tworzy swoje fantastyczne wizje najczęściej przy pomocy zwykłego ołówka (kredki, węgla) - rysunek jest najwłaściwszą dlań formą wypowiedzi. Oczywiście rysunek nie jako szkic (pierwszy zapis, wstępne stadium), ale jako w pełni sformułowane, „wykończone”, autonomiczne dzieło. Rysunek Żechowskiego jest jednak szczególny; ponieważ artyście właściwy jest malarski sposób widzenia, tzn. operowanie w większym stopniu walorem plastycznym niż ekspresją kreski, więc też jego rysunek nie jest graficzny (bez dominacji konturu, swobodnego zarysu), lecz światłocieniowy, malarski, czy nawet rzeźbiarski. Cechuje Żechowskiego ogromna skrupulatność w różnicowaniu walorowym; brak koloru w kompozycjach z powodzeniem zastępuje światłocień; operowanie szeroką gamą szarości (miękkie malarskie przejścia tonalne uzyskuje Żechowski przez zacieranie śladów szrafowania). Obok łagodnych jej gradacji stosuje też artysta gwałtowne kontrasty światłocieniowe; takie dramatyczne spięcia jasności (świetlistej, czasem jakby fosforyzującej bieli) i gęstego mroku ewokują określony nastrój - wizyjności, tajemniczości, grozy. Źródło światła w tych kompozycjach nie zawsze jest wiadome: czasem rozcina (jak błysk reflektora) mrok wąskim, ostrym snopem, czasem tworzy w nim „kałuże jasności”. Tak wiele dzieje się tu między mrokiem a światłem; światło może sugerować określoną aurę emocjonalną; bywa zimne, „okrutne”, „kliniczne” gdy wydobywa z mroku sztywne kadłuby wisielców (w „Powieszonych” z cyklu „Wojna”), innym razem miękko i kojąco modeluje nagie ciała z sennego marzenia. Przy stosunkowo wąskiej skali szarości ołówka potrafi Żechowski sugestywnie oddać migotliwość, przesiewanie się światła, np. przez listowie czy też przezroczystość wody, fale i kręgi na powierzchni stawu. Niezmienna jest tu pedantyczna i sumienna precyzja w rysunku detali (zwłaszcza w rysunkach okresu przedwojennego).
Pracowite doświadczenie warsztatowe: perspektywiczne i światłocieniowe, pozwoliły artyście osiągnąć doskonałą iluzję trójwymiarowości; wydobywane formy zdają się być niemal dotykalne. Rezygnacja z koloru może być tu uznana jedynie za cnotę powściągliwości (skoro i bez niego uzyskuje się pełnię wyrazu). Żechowski - sam nazywany „mistrzem światłocienia”, wskazuje w swoim pamiętniku tych, od których się uczył: Rembrandt, Grottger, Malczewski…
Dlaczego Żechowski wybrał tę skromną technikę jako niemal wyłączną formę swej twórczości? Z jednej strony jest to wybór związany w jakiś sposób z kierunkiem „mistrza” - Szukalskiego, który preferował jako formę wypowiedzi właśnie rysunek (pamięciowy!); wszyscy jego uczniowie - w różnym z resztą stopniu - przyswoili sobie umiejętność starannego i precyzyjnego rysunku. Sam Żechowski doceniał tę podstawową umiejętność artysty. „Każdy rysownik i malarz, jak również każdy wrażliwy odbiorca, od jednego spojrzenia pozna mistrza po tym, w jakim stopniu zgłębił sztukę rysunku, a nade wszystko rysunku ludzkiego ciała, bo ciało człowieka jest tym rodzajem kształtu, który w sztuce stanowi niezawodny sprawdzian talentu, umiejętności i wiedzy artysty”. - pisał („Na jawie”, s. 85).
Jednak można by tu wskazać inne, psychologiczne niejako predyspozycje. Rysunek ma z pewnością charakter wypowiedzi bardzo osobistej, kameralnej, bezpośredniej, może najbliższej zamkniętemu światu prywatnych refleksji. Może więc odpowiadać artyście wrażliwemu, o silnej potrzebie prywatności i intymności. Z kolei - z punktu widzenia odbiorcy - jest rysunek wypowiedzią najbardziej „prawdomówną”, tzn. ujawniającą w najwyższym stopniu indywidualność artysty; rodzaj temperamentu, wrażliwości. Dzięki elementarnej prostocie techniki rysunku (tzn. bezpośredniości przełożenia wizji na jej materializację) każdy impuls emocji, zmiany nastroju czy myśli zostawia ślad zarejestrowany samorzutnie na papierze.
Dla wielbicieli czy może tylko zwolenników rysunku istotna i pociągająca jest jego jednorazowość; w dzisiejszej kulturze wizualnej zdominowanej przez obraz powielany i wtórny, może on zaspokajać naturalną w tych warunkach tęsknotę za unikatem.
Najwięcej zwolenników ma Stefan Żechowski jako piewca zmysłowej urody kobiecej. Kobieta jest częstym obiektem jego estetycznej delektacji: motyw kobiecego aktu powtarza się w dziesiątkach kompozycji narracyjno-metaforycznych i symbolicznych, w ilustracjach do dzieł tzw. wielkiej literatury, wreszcie w „Erotykach” z ostatniego okresu życia artysty. Jaka jest więc ta kobieta z marzeń Stefana Żechowskiego?
Jest oczywiście zachwycająca, idealna, bez skazy. Przy sugestywnym oddaniu cielesności ponętnego kobiecego kształtu i jego zmysłowości, daremnie by tu szukać jakichś indywidualnych cech. Artysta nie pokazuje „prawdziwych” kobiet, nie portretuje żadnej, która miałaby jakieś odniesienia do rzeczywistości. Z upodobaniem rysuje pewien stereotyp, typ kobiety wyposażonej w sumę wszystkich cech uważanych zwykle za ponętne i wdzięczne. Nieodmiennie smukła, o wiotkiej kibici i wąskiej talii, ale krągłych piersiach, o ogromnych marzących oczach z firanką rzęs, bujnych, jasnych włosach. Niesłuszne byłoby wytykanie Żechowskiemu ewentualnych błędów anatomicznych „jego kobiet” - wszelkie przerysowania czy nawet deformacje mają służyć jedynie ich idealizacji. Artysta jakby delektuje się płynnością falistych konturów ich ciał, jakby zmysłowo wyczuwa giętkość linii…
W scenach erotycznych (niezbyt drastycznych) partnerami tych zachwycających istot są chłopięcy kochankowie (rzadziej fauny). Powtarza się typ młodzieńca z pożądliwie wyciągniętymi ku kobiecie-zjawisku ramionami; chcącego pochwycić swe marzenie - o miłości bezgranicznie hojnej, bezinteresownej…
Powtarzają się także - w najrozmaitszych ujęciach - ekstatyczne wyobrażenia splecionych w miłosnym uścisku ciał, wiotkich dziewczęcych kibici omdlewających w ramionach kochanków. Te wizje będące jakby „plastyczną legendą erotycznych snów” są poza czasem, dzieją się w jakiejś mitycznej czasoprzestrzeni - scenerii Kosmosu? ogrodów miłości? wysp szczęśliwych? - nietkniętej przez powszedniość i trywialność życia. Czysta zmysłowość łączy się tu z idealizmem młodopolskiego poetyckiego nastroju, czasem - surrealistycznym klimatem sennych halucynacji.
Obok kobiety idealnej - obiektu tkliwej adoracji, wręcz kultu, pojawia się w nich także kobieta-demon, fatalna dla mężczyzny, niosąca mu cierpienie i zagładę (echa „przybyszewszczyzny”).
Wyobraźnia Żechowskiego dokonała aktu mitologizacji kobiety. I niemal do końca życia ten samotnik zachował romantyczny i młodzieńczy entuzjazm dla piękności jej ciała i dobrodziejstwa miłości; jakby stałe odniesienia do chłopięcej inicjacji.
Późne erotyki Żechowskiego - z lat siedemdziesiątych - są już jednak inne, jakby zabrakło im świeżości; ubożeją środki ekspresji, następuje rodzaj ikonograficznego skostnienia. Uporczywe powtarzanie wciąż tego samego typu kobiety (teraz jakby skarykaturyzowanej) i schematów kompozycyjnych doprowadziło go na skraj niedobrej, męczącej (dla widza) maniery. „Erotyki”, malowane teraz pastelami, w cukierkowej, różowobłękitnej tonacji pozostawiają wrażenie natrętnej słodyczy, teatralności i sztuczności.
W latach 1945-1946 tworzy Żechowski cykl rysunkowych (kredka) kompozycji pt. „Wojna”; wielu artystów (Wróblewski, Linke, Szajna, Stern) odczuwało wówczas potrzebę artystycznego „rozprawienia się” z tym tematem. Sceny pokazane na poszczególnych kartonach, tj. „Jeńcy”, „Matka i syn”, „Walka”, „Powieszeni” w przejmujący sposób przybliżają realia wojny - świat sponiewieranego przez barbarzyńcę człowieczeństwa. Żechowski nie wywiódł tych wstrząsających obrazów z własnych przeżyć, nie przedstawiają one też ścisłych historycznie i jednostkowo wydarzeń - artysta raczej uogólnia i typizuje wojnę. Wojenna Pieta - matka (klęcząca w śniegu) rozpaczająca nad zesztywniałym ciałem zabitego syna; korowód zagłodzonych jeńców wpatrzonych w widza ogromnymi, chorobliwie błyszczącymi oczami; upiorna zbiorowa szubienica z rzędem nagich powieszonych ciał - to sytuacje i obrazy składające się na „okropności” każdej wojny. Martyrologiczny cykl Żechowskiego jest potępieniem nie tych pojedynczych epizodów historycznego bestialstwa; jest oskarżeniem wojny w ogóle; jako zła - patologicznego, monstrualnego, przynoszącego cierpienie milionom. Twórca nie stara się epatować widza apokaliptycznymi wizjami wojennej zagłady: „morzem krwi” (B. Linke) i ruin, łunami pożarów, zgiełkiem pól bitewnych. Jego „wojna” opowiedziana jest bardziej kameralnie; też ekspresyjnie, ale zarazem lirycznie, dominuje tu elegijny ton żałoby i cierpienia. Cykl tych kompozycji - dzięki walorom obrazowania i niesamowitej, posępnej aurze - stanowi sugestywne memento-przypomnienie tej w istocie nieludzkiej rzeczywistości.
W zbiorach Muzeum znalazły się przed paroma laty nieaktualne czyli „ideologicznie nieprzydatne” portrety komunistycznych patronów zabrzańskich szkół. Wszystkie są autorstwa Stefana Żechowskiego; - mogą stanowić doskonały przykład socrealistycznego malarstwa portretowego.
Dla wielu, często wybitnych artystów, socrealizm był epizodem w ich twórczej biografii, skwapliwie porzuconym i zapomnianym, gdy już przy końcu lat 50-tych „wolno” było poszukiwać własnych środków ekspresji. Pozostawiał - być może - skazę - niezmywalny osad; dla niejednego wybór tej konwencji był dramatyczny i bolesny. Czy dla Żechowskiego również? Jak wiadomo, jeszcze przed wojną, w Gorzeniu (1936-1937) zbliżył się do grona lewicującej czy nawet komunizującej młodzieży skupionej wokół Emila Zegadłowicza; niektóre fragmenty pamiętnika „Na jawie” dowodzą, iż zachował te sympatie - po wojnie był autentycznie „zaangażowany”. Malował wówczas - ale także wiele lat później - liczne portrety politycznych działaczy i inne kompozycje w rodzaju „Nowe zwycięża”, „Sojusz”. Wiele z nich było oczywiście masową „produkcją dla chleba” (Żechowski pisze o tym w pamiętniku).
W okresie socrealizmu właśnie twórczość portretowa uległa znacznemu ożywieniu. Istniał mecenat (najczęściej bezosobowy, instytucjonalny) z różnych powodów zainteresowany utrwalaniem wizerunków „demiurgów nowego ładu”. Tyle, że te portrety były na ogół dziwnie bezosobowe, jakby nie przedstawiały konkretnych ludzi, a jedynie wzorce, idole. Ówczesna sztuka (zobowiązana do kształtowania stereotypów zbiorowej wyobraźni) programowo „gubiła” indywidualność „odwzorowanych” ludzi, by wydobywać ich typowość. Dziś te soc-portrety, zgromadzone w jednym miejscu, tworzą osobliwą galerię: wszędzie te same heroiczne pozy, monumentalizm, martwota i sztywność sylwetek, „blaszane” potraktowanie strojów… jest wśród nich Wincenty Pstrowski - najczęściej portretowany robotnik polski (nie do pominięcia w obowiązkowym temacie etosu socjalistycznej pracy). Silny „rzeźbiarski” modelunek światłocieniowy, ekspresyjne wyeksponowanie zmonumentalizowanych „robociarskich” dłoni na kilofie, wąska gama (ciemnych) barw wyróżniają go w jakiś sposób od reszty. Na ogół bowiem sztampa i płytkość rozwiązań kolorystycznych upodabniają te portrety do źle podkolorowanych fotografii. Wykonywane na zamówienie, nie zaspokajały z pewnością ambicji estetyczno-artystycznych autora, służyły po prostu określonej propagandowej narracji.