1986 - STEFAN ŻECHOWSKI. Marian Konarski

Katalog STEFAN ŻECHOWSKI
BWA MIECHÓW - GALERIA „U JAKSY”, 1986

Marian Konarski
Szczepowy „Rogatego Serca”


Smutno jest oceniać życie, które się nieodwołalnie zamknęło, ale obowiązkiem przyjacielskim jest reanimować to, co zostało z wysiłku, natchnienia, bezprzykładnej pracowitości w dziełach, którym tylko własnego ciepła trzeba dostarczyć - aby serce w nich znowu zabiło.
Byłem blisko niego - dosłownie przez 55 lat, odkąd, jako 17-to letni chłopiec - cichy, w biednym płaszczyku z teczką rysunków pod pachą przyszedł do nas (Szczepu „Rogate Serce”), jakby do zakonu sztuki, do grupy młodych o płonących entuzjazmem policzkach, którym Stanisław Szukalski pokazał drogę do rozwijania własnych talentów, drogę ciężką, ale ofiarniczą dla polskiej sztuki.
Już na pierwszej naszej wystawie w 1930 roku wyróżniał się świetnie rysowanymi kompozycjami i stał się ulubieńcem Mistrza.
Dziś, gdy spoglądam na całość jego obfitej twórczości, bardziej analitycznie mogę prześledzić nici jego rozwoju, nici zawikłane w kłębku tak złożonej osobowości, całą skalę wzruszeń, radości twórczej i zawodów, ciężarów, które niósł na barkach, co nieraz przedstawiał w tematach swoich kompozycji.
Zresztą cała jego twórczość to jeden wielki pamiętnik od chłopięcych marzeń, dojrzałych dramatów, które chciał zrozumieć we współczesnym mu świecie, po zawody i rozczarowania, gdy przekonywał się, że sztuką swoją niewiele mógł w tym świecie zmienić. I dziś, gdy on zmęczony tą drogą umilkł, jego dzieła rozpoczynają drugie życie, muszą mówić za niego. Może ich głos dziś będzie lepiej słyszany.
Rozpoczął życie artystyczne od wielkich oczarowań poezją romantyczną, od zachwytu nad wielkimi artystami renesansu i naszej rodzimej sztuki. Jasno to wyraził w wielu rysunkach, w których kłania się kornie wielkości Michała Anioła, Rodina, Matejki, Malczewskiego i Szukalskiego. Takie wpływy są sprawą naturalną i świadczą o poziomie jego wymagań wobec siebie, o horyzoncie ideałów. Jego wrażliwość i szczerość musiała w tym chłopięcym okresie objawić się podległością wobec sztuki największych mistrzów, do pewnej bluszczowości, bo jego wrodzony i tak wcześnie objawiony talent zmuszał go do prób zmierzenia się z nimi. To była jego wewnętrzna duma, która mimo jego zewnętrznej skromności i nieśmiałości życiowej była z nim przez całe życie. Godność i duma własnego powołania. Pamiętam, jak raz zapytał mnie: „czy, jeżeli ktoś potrafi tak rysować, jak Rafael - będzie mu równy?” Wiedział już, że to potrafi. To nie była zarozumiałość. To było ciche pytanie… Odpowiedziałem mu, że będzie mu równy, jeżeli dzisiaj, współcześnie, na nowo zdoła wyrazić swój osobisty świat w skali wielkości Rafaela.
Walcząc o doskonałość swej sztuki rozśpiewał się tak, jak to widać w mistrzostwie jego rysunków. Mimo, że pracował wiele i ciężko - zdaje się dziś, że przychodziło mu to łatwo, że jego wirtuozeria jest radosną zabawą, bo osiąga tyle wewnętrznego światła, tyle przestrzeni, raz czystej, raz zamglonej, pełnej zjaw i rusałek ze świata baśni i liryzmu, aż do dramatycznej czerni, wręcz tragizmu, gdy skarży się na zło niszczące współczesny świat wojen, obłudy i perfidnego okrucieństwa…
W drugim okresie twórczości, gdy wyczerpała się w nim ta młodzieńcza, nieokreślona tęsknota, szukanie wokół siebie punktu zaczepienia - znalazł go chwilowo we współpracy z Emilem Zegadłowiczem. W ilustrowaniu jego „Motorów” zetknął się z konkretnymi problemami społecznymi. I znowu tym się bez reszty zachłysnął, z czasem nawet wyprzedził Zegadłowicza, który uznał Żechowskiego za współautora.
Pamiętam, gdy będąc w Gorzeniu w tym czasie - Zegadłowicz wynosił mi i stawiał pod ścianą szereg pierwszych ilustracji do „Motorów”. Widzę jeszcze te gesty Zegadłowicza, gdy nosił po jednym rysunku, jak monstrancję, uśmiechając się radośnie, pewny mojego zachwytu.
To był początek męskiej drogi twórczości Stefana. Rysunek nabrał kontrastów, gwałtownych przerysowań, całej skali wyrazu od idyllicznych scen erotycznych po brutalność walki rewolucyjnej. W tym narodził się jako niezrównany w polskiej sztuce ilustrator, a właściwie kongenialny interpretator twórczości literackiej. W późniejszych latach kontynuował tę drogę rysując ilustracje do „Zmór” Zegadłowicza, „Pawich Piór” Kruczkowskiego, „Na srebrnym Globie” Żuławskiego, „Tęczy” Wasilewskiej.
Dalszy, aż do ostatniego - to okres szukania swego miejsca na ziemi. Siłą swej fantazji kreował pozaziemskie życie, obracał się w tym zaświecie - z życia realnego brał tylko ciernie, które go kaleczyły, albo doznania miłosne, które go przerastały i zniewalały. Kobiecość tłumaczył jako żywiołową siłę przyrody, żył, jakby epoką matriarchatu. Tam szukał zapomnienia i szczęścia, ale i tam bywał miażdżony. To wszystko można wyczytać w jego dziełach, które są pisane kredką i ołówkiem, jak gigantyczny, dziecinnie szczery, ale i rozpaczliwy pamiętnik.
Szukalski mówił mi raz, że dlatego budzi zawiść wśród swoich przeciwników, bo potrafi wyrazić w formie wszystko, co zamierzy, jest równy swojej wizji.
Żechowski, jako artysta - jest równy swoim marzeniom!

  • ORGANIZATOR:

  • PATRONAT:

  •  

  • PARTNERZY:

  •