1995 - WIELKI KSIĄŻĘ Z KSIĄŻA WIELKIEGO. Jerzy Daniel

Stefan Żechowski, Syzyf


 

„Słowo Ludu”, 13.01.1995. str. 19
JERZY DANIEL

Samotnik, artysta całym jestestwem oddany sztuce, malarz owiany aurą skandalu, pomawiany o sianie zgorszenia, wręcz pornografię. Stefan Żechowski. Już legenda.


Wielki książę z Książa Wielkiego.
Niedawno minęło dziesięć lat od śmierci Stefana Żechowskiego, artysty malarza z Książa Wielkiego, którego gwiazda jaśniała silniejszym blaskiem za granicą, aniżeli pośród swoich. Jedną, tylko jedną po wojnie indywidualną wystawę urządzono mu za życia w kraju. W Kielcach, dwanaście lat temu.

Z dala od zgiełku
Artystę otaczała cisza, ale sprawiedliwie należy zaznaczyć, że i on sam przecież nie zabiegał o hałas i poruszenie wokół swojej osoby. Unikał rozgwaru kawiarnianej giełdy, nie leżały w jego temperamencie prowokacje, którymi chciałby ściągnąć na siebie wzrok otoczenia. Raz tylko, przed wojną, zresztą ku zaskoczeniu twórcy, jego nazwisko nabrało skandalizującego rozgłosu. Wtedy, gdy wykonał cykl rysunków do „Motorów” Emila Zegadłowicza. Policja wkroczyła w czasie druku powieści, by z polecenia prokuratora skonfiskować nakład książki, w której dopatrzono się antypaństwowych treści i niemoralnych ilustracji.
Nie lubił Stefan Żechowski szumu wokół siebie.
Najlepiej czuł się w swojej samotni w Książu, na którą skazał się świadomie, z wyboru, wyrachowania. Pozostał bowiem wierny wyznawanemu przekonaniu, że ideałem artysty jest człowiek samotny, całą swoją istotą oddany sztuce.
Z zakłopotaniem, jakby mu składano nienależne hołdy, słuchał zachwytów nad swoją twórczością. Był im niechętny, albowiem uważał, iż jego obrazom daleko do doskonałości. Nie uznawał ich za dzieła skończone. Twierdził, że wymagają ciągłych poprawek, zatem powinien je mieć przy sobie, pod ręką. Tym uzasadniał odmowę sprzedaży obrazów. Zdecydowanie odrzucał najbardziej intratne oferty kupna. Z Nowego Jorku, gdzie gościł z wystawą na zaproszenie Fundacji Kościuszkowskiej, wracał z całym artystycznym bagażem, jaki wywiózł za ocean. Z wszystkimi dziełami. Niczego nie chciał sprzedać.
Dziwak, odludek.

Między niebem a ziemią
- Stefan zamknął się we własnym, przez siebie stworzonym świecie - mówi Marianna Żechowska, wdowa po malarzu i kustosz spuścizny po artyście. - Jego rzeczywistością były marzenia, nie chciał, aby mu je ktokolwiek zakłócał. Wybrał więc samotnicze życie. Unikał wszelkich komplikacji dnia powszedniego. Nie mamy dzieci. On był człowiekiem zupełnie oderwanym od tego, co go otaczało. Niepraktycznym, zawieszonym między niebem a ziemią.
Ten artysta każdą tkanką swego ciała, całą duszą, z powołania, sposobu bycia, wrażliwości i wyobraźni - na księdza został wyznaczony. Tak postanowił Wincenty Żechowski, ojciec czterech synów. Najmłodszego widział w stanie duchownym. Ale Stefanowi nie takie sprawy były w głowie. Od dzieciństwa wiedział, co pragnie robić, kim być w przyszłości. Świetnie rysował. I chciał to robić przez całe życie.
I tak się stało.
Latem 1927 roku na krakowskim bruku stanął drobny siedemnastolatek w podniszczonym, chłopięcym ubranku. Miał na sobie śmieszne porteczki do kolan i dźwigał wielką tekę z rysunkami. Tak oto Stefan Żechowski przekroczył progi świątyni Sztuki. Spotykał się w niej z tuzinami malarstwa ówczesnej epoki, podziwiał charyzmatycznego Szukalskiego i wstąpił do utworzonego przez niego ugrupowania Szczep Rogate Serce, które miało uczynić rewolucję w sztuce. Ale nigdy nie uległ niczyim wpływom.
Fascynował się rysunkiem. Ołówek w rękach Stefana Żechowskiego stawał się magicznym narzędziem, które służy nie tylko do wiedzenia linii, konturów, zaciągania płaszczyzn różnymi walorami szarości. Swoje ołówkowe rysunki topił Żechowski w srebrze światłocienia, głębi, zadziwiających blików. To nie były rysunki, a czarodziejskie malowanie. Ileż kolorów potrafi mieć czerń…
Zapowiadał się Żechowski jako fenomenalny ilustrator. Czyli taki, który tworzy równorzędne literackiemu dzieło sztuki plastycznej. Który mocą swego talentu i wyobraźni powołuje nową jakość artystyczną. Ileż siły mają te dynamiczne rysunki do utworów Zegadłowicza, Kruczkowskiego, jak wielka musiała być imaginacja, która do fantastycznej powieści „Na srebrnym globie” Żuławskiego wykonała tak sugestywne ilustracje. Żyjące swoim własnym, osobnym życiem.
Stefan Żechowski, jak pamiętam ze spotkań z artystą, powiadał: rysunek stawiam wyżej niż malarstwo. Rysunek to uczciwość sztuki. I przez lata był mu wierny. Aż miała nadejść epoka przepięknych pasteli. Pastelowych kobiet, zmysłowych aktów, pełnych uniesień scen miłosnych, które ich twórcy miały przynieść reputację pornografa.

One
Nie mógł się Stefan Żechowski nadziwić takiemu kwalifikowaniu obrazów. Chciał być malarzem erotyzmu, energicznie zaprzeczał, gdy stawiano mu zarzut, że przekracza jego granice. Pisał, iż pornografią jest „fotograficzna dosłowna manifestacja tego, co stanowi najintymniejszą stronę erotyzmu”, uważał, iż można o niej mówić wówczas, gdy autentyzm przedstawienia graniczy z naturalizmem.
Czy kobiety Stefana Żechowskiego są „dosłowne”? Czy nawet w najśmielszych ukazane sytuacjach, pozach, ujęciach odpychają trywialnym naturalizmem? Artysta bardzo mocno podkreślał, że pragnie w swym malarstwie wyrazić hołd pięknu kobiecego ciała. Jednakże nigdy nie chciał swego zamiaru wykonywać w sposób prosty - malując wierne akty. Żechowski poszukiwał w swych obrazach ideału kobiecości, jej kwintesencji, symbolu. Malował tajemnicę przecudnego zjawiska. Ciągle zgłębianą tajemnicę.
- Gdy patrzyłam, jak Stefan maluje - wspomina pani Marianna Żechowska - i mówiłam, jak pięknie oddaje tę kobietę, on zwracał się do mnie, że naturę trzeba poprawiać. Był bez reszty zauroczony kobiecym ciałem.
Krytycy nieżyczliwi artyście głosili, że jego twórczość, ta z kobietami w roli głównej, ma w sobie coś z kiczu. Żechowski był ponad takie etykietki. Ciągle odpierał najścia miłośników swej sztuki, którzy do mieszkania w Książu Wielkim pukali z pokornymi prośbami o sprzedaż obrazu. Odmawiał.
Trawiła artystę zła choroba. Ta, o której ostatnio mówi się głośno, że bywa dopustem ludzi starszych, którzy pod jej wpływem stają się kimś innym, zapominają o sobie, o rytuale codziennych czynności. Kiedy coraz bardziej oddalają się od siebie. Marianna Żechowska mówi, iż w chwili, gdy choroba zaczęła się ujawniać, a sam Stefan Żechowski zaczynał zauważać, że dzieje się z nim coś nie w porządku - w jego twórczości pojawił się nowy temat. Dziwne, odrażające stwory. Mówił, że czuje ciężar życia. Malował jakieś wstrętne gady, które wyłaniały się z głowy, jakieś poczwary, larwy, węże. Prosiła, aby odwracał te obrazy, gdy były na sztalugach…
Ale przecież Stefan Żechowski będzie, jest księciem rysunku, arcymistrzem ołówkowej techniki. I oryginalnym, osobnym, niepowtarzalnym malarzem tych, które były dla artysty bóstwem, ucieleśnieniem piękna, samym pięknem.

  • ORGANIZATOR:

  • PATRONAT:

  •  

  • PARTNERZY:

  •