Stefan ŻECHOWSKI
KATALOG 1983
KIELCE, GALERIA BWA „PIWNICE”
Jerzy Daniel
Księgi są ogromne. Nad jedną z nich, nadzwyczaj okazale grubą i tak wielką, że rozwarta musi oprzeć się o ścianę bo zaczyna brakować stołu na jej rozłożystość - pochylony w hipnotycznym zapatrzeniu dziesięcioletni, może nieco starszy malec o twarzy wrażającej najwyższą akceptację tym, co jego oczom ukazują karty potężnego tomu. W skupieniu, które jest urzeczeniem, a może jeszcze czymś więcej - przegląda ilustracje. Zachwyca się nimi zazdrośnie, bo jakże chciałby ten malec rysować równie cudnie, jakże pragnąłby mieć ołówek tak posłuszny każdemu zamysłowi, odgadujący każde olśnienie wyobraźni; chłopca zda się onieśmielać zuchwałość, na jaką w marzeniach się waży, bo czyż jego rysowanie, zyskujące mu pochwały nauczyciela i podziw kolegów portretowanych nad wyraz udanie - będzie kiedykolwiek aż takie, aż dech zapierające?... Chłopiec nie wie, że śniąc na jawie sen o księgach - śni największą przygodę swojego życia, chłopiec nie wie tego jeszcze, że mistrz, któremu zazdrości wspaniałych rysunków w wielkiej księdze - to on sam, on - chłopiec - ogląda dzieła przez siebie stworzone. Bo wiedzieć tego nie może, gdyż wielkiego foliału, w którym zostało zapisane przeznaczenie - nie otworzył jeszcze. Księga z wyrazistym tytułem „Artysta” na oprawie - jeszcze spoczywa złożona, jeszcze znajduje się poza zasięgiem rąk chłopca ale najwyraźniej w oczekiwaniu na nie, by dotknęły kart o upragnionej treści…
Przyszłość otworzy tę księgę chłopcu, życie przeistoczy sen w jawę, a dojrzały artysta rysunkiem „Sen o księgach” utrwali swój - dorosłego człowieka - sen o śnie z dzieciństwa. I będzie to sen w śnie, i będzie to śnienie artysty o chłopcu, który śni w artyście. W snach bowiem wszystko jest możliwe i wszystko zdarzyć się może; oniryczna rzeczywistość dzieje się ponad fizyką czasu, który zatraca swoją linearność, więc trwać mogą zarazem chwile obecne, jutrzejsze, minione, a zaprzeszłe wydarzenia mieszają się z mającymi dopiero zaistnieć. I dlatego chłopiec ze snu mógł oglądać rysunki, zanim jeszcze zostały stworzone, by powstać mogły nie wcześniej, aż pierwej wyśni je artysta. I stało się. Artysta ujrzał je we śnie na kartach księgi przeglądanej przez chłopca i te rysunki przez malca podziwiane przechowywał w pamięci, a po latach wiernie odtworzył.
I nie wiadomo, co było pierwsze, a co wtóre, co się zdarzyło, by we śnie wrócić, co się wyśniło, by się zdarzyć i niepodobna dociec, co było przyczyną, co zaś skutkiem. Tak właśnie jest w „Śnie o księgach” i tak jest w życiu i w twórczości Stefana Żechowskiego; ten rysunek jest niczym szczelina pozwalająca wejrzeć w zamknięty świat wewnętrznych doznań artysty-romantyka i ukazująca źródła inspiracji wyrażone w symbolicznej refleksji.
Artysta utrwalił ziszczony sen. Utrwalaniem przeżyć i wzruszeń nazywa Stefan Żechowski to, co robi. Wyśnił siebie - artystę, wymarzył, spełnił najtajniejsze marzenia chłopca, ale także wybrał los artysty zgodnie z własnym, najgłębszym pojmowaniem jego posłannictwa równającego się wyrzeczeniu. Bo wybrał samotność, wybrał odosobnienie, skazał się na świat, w którym jest miejsce tylko dla sztuki. Nie, nie ma w tym żadnej pozy - artysta przeczy - gdyby miał się pojawić podobny zarzut, swojego losu nie zamieniłbym na żaden inny - dodaje, a w pamiętniku „Na jawie” powie wprost: „Moim ideałem od najwcześniejszej młodości był artysta samotny, całą swoją istotą oddany sztuce”.
Sztuce, a więc czemu? Bo czym jest sztuka? W odpowiedzi Stefan Żechowski przytoczy sentencjonalnie brzmiącą definicję zasłyszaną u znajomego stolarza: sztuka to jest to, co nie kużden potrafi, bo jakby potrafił, to nie byłaby sztuka…
Ale artysta zaraz doda: rysunek i malarstwo to jest ilustracja mojej księgi życia.
Znów ta księga.
Jest ogromna, bo zawiera treść siedemdziesięciu lat życia artysty i ponad pół wieku jego twórczości.
Jej pierwszy rozdział, doprowadzony do wojny, wypełnia prawie bez wyjątku rysunek, któremu Stefan Żechowski poświęcił się najpierw z niepodzielnym oddaniem, dopiero później rozwinął swój warsztat malarza.
Ale też Stefan Żechowski rysunek ceni bardziej, nazywa go uczciwością sztuki, rysunek stawiam wyżej - powie. I w rysunku, który zgłębił bez reszty i opanował wszystkie jego arkana - doszedł do owej niezależności, która sprawi, że jego rysunkowe prace wyrwą się z rygorów klasycznej i - wydawać by się mogło - niewzruszonej logiki światłocienia, a jego zasady ukorzą się, bo staną się niewystarczalne i krępujące żywioł talentu i wyobraźni. Doskonałość natury ulegnie geniuszowi imaginacji, bo Stefan Żechowski powoła własne, niezawisłe, osobne i jedyne źródło światła i po swojemu, wedle potrzeb dramaturgii dzieła, będzie je kierował na rysowany obiekt i pogodzi mrok z blaskiem, sprzeczność przeistoczy w harmonię.
W tym rozdziale wielkiej księgi, wypełnionej młodzieńczą gorączką tworzenia, pasją podboju sztuki, zauroczeniami i fascynacjami Dostojewskim, Nietzschem, Szukalskim - pośród mnogości tematów podejmowanych przez artystę pojawi się również i ten motyw, z którym się zwiąże na dobre i złe, a tego mu nie zaoszczędzą obserwatorzy jego twórczości. Pojawi się bowiem kobieta. Pojawi się jako postać alegoryczna, symbolizująca das ewig Weibliche, ale w jej rysach będzie zaklęta ta kobieta, mająca nazwisko - muza jedyna artysty.
I będzie ją - sportretowaną po raz pierwszy, gdy miał dwadzieścia jeden lat - malował przez następne dziesięciolecia, i chociaż będzie to za każdym razem inna - to jednak ciągle ta sama kobieta.
I obrazi Stefan Żechowski poczucie moralności tych, dla których nagość jest nieprzyzwoita, a para kochanków spleciona w uścisku - wyłącznie pornografią.
Ale artysta, niezależny artysta powie: każdy ma prawo do subiektywnej oceny dzieł sztuki. I doda: ukazywanie piękna erotyzmu nie sprzeniewierza się platońskim ideałom piękna.
Kobieta - osobny rozdział w księdze wzruszeń Stefana Żechowskiego.
O kobiecie powie: to największa potęga natury. To piękno formy, barwy i wyrazu i od tego twierdzenia nie odstępuję.
Zastanawia się Stefan Żechowski, dlaczego te erotyczne obrazy spotykają się z odmiennym przyjęciem przez mężczyzn i kobiety. Panom się podobają, a kobiety mówią po prostu, że przedstawicielka ich płci wygląda inaczej.
Rzeczywiście wygląda inaczej, więc kobieca skłonność do dosłowności nie otrzyma satysfakcji. Ale artysta podkreśla, że to ma być afirmacja zmysłowości, a więc coś więcej, aniżeli wierne przedstawienie postaci i stąd kobiety na jego obrazach nie odpowiadają klasycznym proporcjom. Czy owa płomiennowłosa kallipygos jest tylko wyobrażeniem kobiety?...
Stefan Żechowski ma tę świadomość, że stał się malarzem piękna erotyzmu, a kobieta, jak powiada - przyczepiła się do jego nazwiska. Tak, potwierdza, jestem malarzem kobiet. Jeśli Michał Anioł poświęcił twórczość oddawaniu hołdu ciału męskiemu - to ja ciału kobiety.
I teraz artysta kontynuuje cykl pasteli, nazywam go - mówi - moją mitologią, albo lepiej: księgą miłości, poświęcony kobiecie. I znów ta sama muza (kobieta, z którą byłem kiedyś związany silnymi więzami - powie i doda - to była krewna Żeromskiego) pojawi się w obrazach przyjmując różne wcielenia, ale zawsze, choć raz będzie jasnowłosa, to znów z ognistą burzą nad czołem - zachowa swoją twarz, zachowa rysy tamtej kobiety…
Ale chyba już wkrótce zajmę się tematem śmierci, wyjaśnia artysta.
Jeszcze jeden ogromny rozdział pragnie napisać artysta w swej wyśnionej księdze. Zapisuje w niej ciągle nowe karty, a także, w poczuciu niedoskonałości tego, co już dokonał, powraca do stronic dawniej zapełnionych, odczytuje je ponownie, raz jeszcze i znowu, bowiem swojego dzieła nie chce uznać za skończone, żadnego dzieła. Zadziwia Stefan Żechowski przywiązaniem do swoich rysunków i obrazów, nie wypuszcza ich ze swej pracowni, albo czyni to z niechęcią. Ależ tak, oponuje, gdy zostaje postawiony wobec pytania: czy nie maluje dla ludzi, ależ tak, dla ludzi, potwierdza, dla innych, ale dopiero po śmierci. Dopokąd jestem, mówi artysta, sięgam do dawnych prac, poprawiam je, przecież z biegiem czasu, w miarę nabywanych doświadczeń, widzę je inaczej…
Dopokąd księgę ze snu chłopca trzyma ręka artysty.