Stefan ŻECHOWSKI
KATALOG 1983
KIELCE, GALERIA BWA „PIWNICE”
Andrzej Banach
Tradycyjny wstęp do katalogu wystawy zawiera życiorys, pochwałę artysty i spis niespełnionych jego marzeń. Życiorys Żechowskiego jest mało potrzebny: przed oczami mamy dzieło mistrza; nie osobę, którą on, skromny i nieśmiały chętnie kryje. Dzieło jego chwali się samo, prosi jednak o sprawiedliwość i wytłumaczenie problemów. A marzeń niespełnionych artysta ma niewiele: nie zakopał talentu, oszlifował kryształ twórczości, zupełnej, świetnej: wchodzi do historii sztuki polskiej na kartach romantyzmu w wersji pochwały świata.
Żechowski ukończył Akademię, ale uczył się sam. Trudno wymienić profesora, który wywarł na niego wpływ. Na godzinach rysunku między ciałem modelki i oczami studenta powstał kontakt, który przetrwał. Kobieta odkrywała tajemnice swoich ud, nóg, piersi, oczu, włosów, niby sygnały doskonałości, a Żechowski patrzył, zmieniał, budził wyobraźnię, fantazję: zachwycenie Nią, czyli naturą i sobą, czyli twórczością. Nauka rysunku i malarstwa były więcej niż kształceniem techniki: stawały się nauką radosnego życia.
A potem zjawili się w jego życiu Stanisław Szukalski i Emil Zegadłowicz. Szukalski zostawił w Polsce wspomnienie rzeźby egzotycznej, teorii rasowych, Szczepu Rogate Serce i największych w naszej plastyce skandali. Rzeźby jego, niektóre bardzo piękne, jak sarkofag Piłsudskiego; za teorie swoje zapłacił więcej, niż zasłużył. Ale przykład jego i wpływ jego został w czym innym. Szukalski nawet w geście, nawet w stroju i nade wszystko w sztuce był zaprzeczeniem konformizmu. Uczył członków Szczepu na własnym przykładzie, że artysta powinien płynąć pod prąd, tworzyć przeciw wszystkim, a zwłaszcza przeciw wartościom uznanym. Taki sens miało jego zawołanie „Rogate Serce” i ukochane zgorszenie.
Żechowski awantur unikał, nie bawi go publiczność, nie cieszy prowokacja. Ale nie w tym odwaga artysty. Gdy Żechowski zaczynał rysować musiał wiedzieć, wiedział, że rysunek nie przyniesie mu w Polsce sławy i pieniędzy. A jeszcze Żechowski uprawia rysunek tradycyjny, staroświecki, ze światłem i cieniem, nie skrótowy, ani abstrakcyjny. W postawie bliższy jest zeszłego wieku, obcy współczesności. Żechowski taki był i taki został. Więc byłby może przed wojną nieznany, gdyby nie spotkanie z Emilem Zegadłowiczem. Zegadłowicz trudniejszy jest do ujęcia niż Szukalski. Autor śmiałych tekstów erotycznych i redaktor czasopisma wydawanego przez księży nie nadaje się do opisu w kilku zdaniach. Ogłosił wiele tomów wierszy i powieści, bardziej wodą niż „srebrem” pisanych, ale przetłumaczył pięknie Fausta i drukował wspaniałe książki. Jemu zawdzięczamy arcydzieła polskiej typografii: „Balladę o świątkarzu” z drzeworytem Wowra, „Powsinogów beskidzkich” z kolorowymi drzeworytami Pronaszki i „Motory” z ilustracjami Żechowskiego.
Żechowski trafił w ten sposób na szansę swojego życia, której późniejsze zmiany w Polsce nie pozwoliły mu kontynuować. Jest bowiem urodzonym i świetnie wykształconym ilustratorem. Nie zrobił ilustracji wiele, ale jego rysunki do Zegadłowicza dały mu naczelne miejsce wśród ilustratorów polskich.
I jeszcze raz potwierdziła się teza, że artysta, którego rysunki na wystawie podziwiamy, jest człowiekiem dziewiętnastego wieku. Cechą sztuki polskiej drugiej połowy stulecia był przecież częsty związek tekstu plastycznego z tekstem napisanym, przedstawianie obrazów literatury przez rysunki dla niej zrobione. Dzieła Syrokomli, Lenartowicza, Korzeniowskiego, Kraszewskiego, Chodźki, a nawet Mickiewicza miały odpowiedniki w utworach Lessera, Simmlera, J. Kossaka, Gersona, a zwłaszcza Andriollego.
Żechowski ilustrował Zegadłowicza i Kruczkowskiego. Wiele więcej ilustracji nie zrobił. Ale może rozszerzyć trzeba pojęcie ilustracji. Ilustracja jest przedstawieniem plastycznym tekstu literackiego także wtedy, gdy ten tekst w postaci anegdoty jest w samej ilustracji, w jej podpisie albo nawet w kompozycji. Mistrzem takich anegdot był w Polsce Andriolli, po wojnie Uniechowski, w wielkiej sztuce zachodu Goya i Daumier.
Z Uniechowskim przechodzimy więc w czasy po wojnie. Ilustracja zanikała przez taniość nakładów i warunki typograficzne. Utrzymały się przez jakiś czas rysunki piórem Uniechowskiego, odbijane z kliszy kreskowej, na złym papierze i wielkie kolorowe rozkładówki Szancera w książkach dla dzieci drukowanych za granicą. Dla Żechowskiego żyjącego na prowincji nie było miejsca także dlatego, że zjawili się inni polscy ilustratorzy dostosowani do papieru i druku zwłaszcza w temacie kobiety. Uniechowski pokazywał się co tydzień w „Przekroju”, Jerzy Skarżyński wydał szereg świetnych książek, a w erotyce działała genialna kobieta Maja Berezowska. A po kilkunastu latach znawcy sztuki zaczęli podziwiać plakaty i rysunki Franciszka Starowiejskiego, obrazy i rysunki Zdzisława Beksińskiego i mało dostępne a świetne rysunki Bronisława Kurdziela. Współczesna erotyka polska jest więc znakomita ale niełatwo znaleźć w niej słuszne miejsce dla Żechowskiego.
Te dwa ostatnie problemy: świetność polskiej sztuki erotycznej i miejsce w niej kilku artystów o różnych transparentach skłoniły mnie do napisania historii polskiej sztuki erotycznej, nieznanej w przeszłości, pogardzanej obecnie. Pomysł był trudny do wykonania, więc postanowiłem zrobić sprawę jeszcze trudniejszą i wydać książkę po francusku w Paryżu, w firmie Jean Jacques Pauverta bardzo selektywnego w swych edycjach i dbającego więcej o jakość niż o dochody. Wiedziałem, że wydaje on międzynarodową bibliotekę erotologii i postanowiłem umieścić w tej serii naszą sztukę erotyczną. Pomysł wbrew rozsądkowi się udał, p. Lo Duca redaktor serii przyjął bez zmian mój rękopis i w roku 1966 ukazała się jako tom 17 międzynarodowej biblioteki w pysznej formie i dużym nakładzie moja „Historia sztuki erotycznej polskiej”. W Polsce książka ta została surowo skrytykowana, ale na Zachodzie poświadczyła, że właśnie w tym zakresie mamy twórczość znakomitą.
Równocześnie przypomniała ona wielu artystów. A najbardziej skutecznie, we Francji, Belgii, Holandii Żechowskiego. Z racji pisania tej książki musiałem przecież poznać obcych mi nieraz twórców. Między nimi był Żechowski. I od dnia jego spotkania postanowiłem użyć swojej pisarskiej mocy, aby zapewnić mu uznanie, zwłaszcza na Zachodzie. Pisałem o nim w historii erotyki polskiej wydanej u Pauverta, w uzupełnieniu słownika erotologii tejże firmy, wnet potem w nowym słowniku erotycznym francuskim. Wraz z żoną urządziliśmy mu w Brukseli wystawę. Z kolei Lo Duca, któremu dawałem oryginały, ocenił życzliwie Żechowskiego i reprodukował go we wszystkich swoich książkach. W Polsce pisałem o Żechowskim w „Ty i Ja”, osobny rozdział dałem mu w książce o Polskiej Sztuce Fantastycznej. Świetne jego rysunki znalazły się w „Erotyzmie po polski”. Twórczość Żechowskiego trochę już zapomniana odkryła się więc ponownie. Pokazano go w telewizji i z radością i zdumieniem zobaczyłem nagie piersi kobiety Żechowskiego na całej szerokości ekranu w Polskiej Kronice Filmowej.
Żechowski zasługuje na trwałe miejsce w sztuce erotycznej, nie tylko polskiej. Do wielu kobiet, stworzonych przez artystów, dodał nową i własną, którą każdy, kto ma wrażliwe oczy rozpozna łatwo. Żechowski jest twórcą, a nie każdy malarz ma prawo tak się nazywać. Więc nie powinien się zrażać milczeniem lub atakiem.
Twórca musi być na to przygotowany. Gdy Mickiewicz posłał „Odę do młodości” dwóm najbliższym przyjaciołom, odpowiedzieli mu zgodnie: że to „arcygłupie”.