1981 - OSTATNI ROMANTYK. Tadeusz Wiącek

 


Stefan Żechowski. Sen Mili


 

„Literatura”, 6 sierpnia 1981 r., s. 7-8
Tadeusz Wiącek

Samochody nie zatrzymują się tutaj, najwyżej zwalniają swój bieg. Ruchliwa, międzynarodowa trasa E-7, od Kielc w kierunku Krakowa, między Jędrzejowem a Miechowem leży mała miejscowość, właściwie wieś - Książ Wielki. Jeśli ktoś zboczy w jego wąskie uliczki, może spotkać jednego z najniezwyklejszych polskich artystów o międzynarodowej sławie. W Książu znają go wszyscy, w kraju niewielu. Przystojny pan w eleganckim kożuchu i futrzanej czapce, wygląda jakby niedawno przekroczył pięćdziesiątkę. Gdy spaceruje uliczkami Książa, zatrzymuje się by pogawędzić ze znajomymi, przypomina bardziej aptekarza niż artystę o wybujałej fantazji i oryginalnych wizjach…
Przybyszowi trudno odnaleźć jego niewielki, murowany domek przy cichej, parterowej ulicy. Na furtce tabliczka - STEFAN ŻECHOWSKI, artysta malarz. U drzwi wejściowych stara kołatka.

KRAKOWSKIE POCZĄTKI
Jego rodzice mieszkali w Książu Wielkim już na początku naszego wieku. Stefan urodził się 19 lipca 1912 roku. Miał siedemnaście lat, kiedy wyjechał do Krakowa. Marzyły mu się studia w Akademii Sztuk Pięknych, ale nie miał matury i trzeba było zrezygnować z ambitnych zamierzeń. Wiedział jednak, że musi zostać malarzem. Zgłosił się więc do krakowskiej Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego. Przyniósł zestaw swoich ilustracji do Anhellego Juliusza Słowackiego, już wtedy inspirował się literaturą. Te rysunki wystarczyły, by przyjęto go bez egzaminów. Wkrótce jego prace wzbudzały już zachwyt nauczycieli.
„Rysunek to uczciwość sztuki” - powie Stefan Żechowski w roku 1981. Już wtedy, przeszło pięćdziesiąt lat temu, jego fantastyczne, baśniowe kompozycje rokowały niepospolity talent. Za pośrednictwem jednego z nauczycieli młody artysta poznał wówczas głośnego krakowskiego rzeźbiarza i rysownika, Stanisława Szukalskiego. Oczarowany pracami chłopca z Książa, w niedługim czasie stał się jego mecenasem. Zorganizował pierwszą wystawę rysunków Żechowskiego, a potem włączył go do stworzonej przez siebie grupy artystycznej o osobliwej nazwie - Szczep Rogate Serce. Wtedy to młody adept sztuk pięknych poznał innych, niewiele od niego starszych artystów - Antoniego Bryndzę, Wacława Boratyńskiego, Mariana Konarskiego, czy Franciszka Fronczka. Mistrz nie narzucał im swojego stylu. W owym czasie Szukalski był pod wpływem grafiki japońskiej, sztuki Majów i Azteków (jego żona była Amerykanką), a młodzi ze Szczepu Rogate Serce pragnęli osiągnąć perfekcję rysunku głównie przez ćwiczenia z pamięci. Unikali więc malowania natury, nie potrzebowali modeli. W ciągu kilku lat wystawiali swoje prace w całej Polsce oraz w… Chicago, dzięki amerykańskim kontaktom Szukalskiego.
Ten okres, poświęcony nauce i poszukiwaniom twórczym, zostawił bodaj najtrwalszy ślad w sztuce Żechowskiego. Doprowadził wtedy do mistrzostwa swój rysunek z pamięci, ciągle szukał inspiracji w literaturze, zwłaszcza polskiego romantyzmu.
Przyszedł jednak czas, że trzeba było zerwać z Szukalskim. Rozstanie ucznia z mistrzem nastąpiło właściwie z jednego powodu. Stanisław Szukalski zaczął mocno sympatyzować z faszyzmem, zdecydował się na zaprojektowanie pomnika Mussoliniego. Artyści ze Szczepu Rogate Serce musieli poszukiwać swoich indywidualnych dróg. Żechowski odłączył się wtedy i od mistrza i od nich. Podobno Stanisław Szukalski dobiegający dzisiaj dziewięćdziesięciu lat, żyje gdzieś w Kalifornii…

SPOTKANIE Z ZEGADŁOWICZEM
W środowisku krakowskiej cyganerii artystycznej poznał Żechowski znanego akwarelistę i fraszkopisarza Mariana Ruzamskiego. Zaprzyjaźnili się, a pan Stefan ma do dziś swój portret wykonany przez Ruzamskiego. Dzięki tej przyjaźni mogła rozpocząć się niezwykła przygoda artystyczna z Emilem Zegadłowiczem. Właśnie Ruzamski przekonał pisarza, by pierwsze rozdziały swojej nowej powieści Motory przesłał młodemu grafikowi z propozycją ich zilustrowania. Żechowski wysłał Zegadłowiczowi trzy pierwsze rysunki, które niesłychanie wiernie, ale i oryginalnie oddawały klimat tej prozy. Odtąd zaczęła się osobliwa korespondencja między nimi. Zegadłowicz przesyłał Żechowskiemu kolejne rozdziały Motorów, a ten odsyłał mu je razem z ilustracjami. Doszło nawet do tego, że plastyk wykraczał poza ilustracje i tworzył kompozycje nie związane wprawdzie z treścią poszczególnych rozdziałów, ale oddające atmosferę i ducha powstającej książki. Gdy za pośrednictwem Ruzamskiego, rysunki te trafiły do Zegadłowicza, postanowił… dopisać nowe fragmenty Motorów, które komponowałyby z „wyprzedzającymi” ilustracjami Żechowskiego. Mało kto pamięta dzisiaj o tych losach powstania powieści.
Pisarz uważał ilustratora niemal za współautora Motorów. Gdy powieść z rysunkami Żechowskiego wydrukowano w nakładzie trzech tysięcy egzemplarzy, stała się głośnym skandalem. Prokurator wydał polecenie policji, by skonfiskowała cały nakład. Na szczęście, przed wkroczeniem policjantów do drukarni, udało się Żechowskiemu zabrać około stu egzemplarzy powieści. Ale i Zegadłowiczowi, i autorowi ilustracji groził proces o obrazę obyczajów. Zarzucano Motorom nie tylko niemoralną treść, lecz i równie niemoralne rysunki. Proces nie odbył się jednak dzięki wstawiennictwu znanego działacza ludowego, Józefa Putka, co nie znaczy, że pisarz i grafik nie przeżyli miesięcy pełnych obaw. Spośród ocalonych egzemplarzy Motorów Żechowski przesłał niektóre przyjaciołom pisarza - Kruczkowskiemu, Boyowi-Żeleńskiemu, Tuwimowi, Wasilewskiej.
Swoje spotkanie z Zegadłowiczem wspomina Żechowski bardzo ciepło (cytuję za Ewą Ziółkowską-Darmas):
- Było to w styczniu 1937 roku. Wysiadłem na stacji w Wadowicach, gdzie czekali na mnie przyjaciele pisarza i jego córka Atessa. Nikt z witających mnie nie znał, ale na szczęście wysłałem wcześniej pocztówkę z rysunkiem własnej sylwetki. Do Gorzenia, odległego o trzy kilometry, poszliśmy na piechotę. Dom stał w rozległym parku. W sieni zobaczyłem dwie rzeźby diabłów i początek napisu: „Złe myśli ostaw diabłom…”. Nie dokończyłem czytania, gdy ukazała się nieduża postać gospodarza. „Witaj, witaj - powiedział - niech uścisnę te ręce, co tak pięknie rysują”. Jednak spacer po Gorzeniu, podczas którego doszczętnie przemokły mi buty, przypłaciłem grypą… W Gorzeniu rysowałem projekt obwoluty do Motorów. Niebawem przyjechała tutaj Wanda Wasilewska, która podobno schroniła się u Zegadłowicza przed aresztowaniem. Pamiętam jej bardzo ciekawe polemiki na tematy społeczne i polityczne. Opowiadała wówczas o Stalinie i Karolu Świerczewskim. Tutaj poznałem Andrzeja Piwowarczyka, który napisał poemat Nad Wisłą grają traktory, a ja wykonałem do niego osiem ilustracji. Teraz, po latach, uważam, że był to jeden ze znakomitszych utworów nurtu socrealizmu. U Zegadłowicza bywało wielu innych literatów i malarzy, m.in. Broniewski, Kruczkowski, Pronaszko, Ludwik Misky, który malował portrety Zegadłowicza… Zegadłowicz był najbardziej pracowitym człowiekiem, jakiego spotkałem w życiu. Nie wiem nawet, jak zdążył odpisywać mi na wszystkie listy. Bardzo pięknie mówił, improwizował. Krążyła wówczas opinia, że tak wspaniale potrafi mówić jeszcze tylko Ignacy Witkiewicz. Mieszkałem w pokoju „niebieskim”, obok pracownik Zegadłowicza. W nocy najczęściej nie spał, zajmował się pisaniem. Czasem słyszałem jego jęki, był już wtedy chory na raka. Po śmierci kazał się pochować z czerwonym sztandarem i moim obrazem Rok 1936 we Lwowie.
Dzisiaj w Gorzeniu Górnym, gdzie po śmierci pisarza rodzina urządziła muzeum Zegadłowicza, można obejrzeć w pokoju żony autora Domku z kart - cykl ilustracji Stefana Żechowskiego do Motorów, a także inne obrazy artysty.
Skandal wywołany przed wojną pierwszym wydaniem Motorów, przynosi Żechowskiemu pecha aż do dnia dzisiejszego. W latach pięćdziesiątych Wydawnictwo Literackie zamówiło u niego ilustracje do nowego wydania Zmór Zegadłowicza (w edycji międzywojennej ich autorem był Zbigniew Pronaszko). Stefan Żechowski wykonał dwadzieścia rysunków, ale w tym czasie odszedł z Wydawnictwa Literackiego dyrektor, który podpisał z nim umowę. Jego następca postanowił wydać Zmory bez ilustracji i praca artysty znowu poszła na marne. Jak wieść niesie, Wydawnictwo Literackie nosi się z zamiarem ponownej edycji Zmór. Może tym razem zdecyduje się na wydanie z rysunkami Żechowskiego? Z kolei Wydawnictwo Łódzkie zamierza podobno opublikować skonfiskowane przed wojną Motory. Ale jak dotąd, nikt nie zwrócił się do Żechowskiego o ilustracje tak integralnie związane z tą książką. Gdyby Motory ukazały się bez tych rysunków, mielibyśmy następny skandal wydawniczy. Przecież sam Zegadłowicz nie wyobrażał sobie tej książki bez rysunków Stefana Żechowskiego. W dodatku stracono by szansę udostępnienia tysiącom czytelników zapomnianych, znanych dzisiaj tylko z muzeum w Gorzeniu Górnym, znakomitych ilustracji, które również inspirowały pisarza.

PROJEKTANT ZNACZKÓW
Lata wojny odbiły się również na twórczości Stefana Żechowskiego. W czasie okupacji hitlerowskiej powstały jego niezwykłe cykle rysunków - Ziemia ukrzyżowana, Ponure widzenia, Chora ziemia. Mają ogromną siłę wyrazu, przemawiają równie mocno, jak słynne dzieła Linkego, choć są tak od nich różne. Ponure i okrutne są wizje Żechowskiego, pełne tragizmu, rozpaczy i beznadziejności, ludzi-szkieletów, podążających w otchłań, jak w pracy pt. Droga do śmierci. Robią wstrząsające wrażenie.
W mieszkaniu artysty przeglądam albumy z pracami graficznymi. Głównie ilustracje do dzieł Mickiewicza. Z sąsiedniego pokoju Stefan Żechowski przynosi duży portret brata Alberta, czyli znakomitego malarza, Adama Chmielowskiego. Teraz o nim głośno, dzięki krakowskiej premierze sztuki Karola Wojtyły Brat naszego Boga, poświęconej bratu Albertowi. Gdyby nie to wydarzenie (nie tylko artystyczne), pewnie dalej nikt nie pamiętałby o wspaniałej postaci artysty, który zrezygnował z twórczości, by przez prawie trzynaście lat (1887-1916) nieść pomoc najbiedniejszym. Żechowski przynosi następne portrety brata Alberta. To cały tryptyk tworzony w czasach, gdy o Adamie Chmielowskim było głucho. Ale ten pierwszy, największy portret zaczyna mi coś przypominać. Tak, tę samą twarz widziałem przeszło trzydzieści lat temu na… znaczku pocztowym.
Żechowski uśmiecha się.
- To ja projektowałem ten znaczek - mówi - w roku 1947. Zwrócono się do mnie wtedy, bym opracował projekty znaczków do serii „Kultura polska”. Zaproponowałem oczywiście Mickiewicza, Kopernika… ale na niego się nie zgodzono. W jego miejsce dałem Marię Curie-Skłodowską… no i brata Alberta. Krzywiono się, ale byłem uparty i znaczek ukazał się. Jeszcze w tym samym roku wydano następny mój znaczek z bratem Albertem, z nadrukiem Pomoc zimowa 1947/48, znacznie droższy od tego z serii… Potem dowiedziałem się, że za wydrukowanie tych znaczków zwolniono z pracy ówczesnego dyrektora poczt i telegrafów.
- Czy na tym skończyła się pana „przygoda” z filatelistyką?
- Nie. Zamawiano u mnie następne projekty. W latach 1947-50 opracowałem około czterdziestu znaczków pocztowych. Ale ukazało się tylko dziewiętnaście.
Po powrocie do domu oglądam klaser ze starymi znaczkami. Jest seria „Kultura polska” z roku 1947, znaczki Żechowskiego. Podobizny trzech malarzy - Matejki, Malczewskiego, Chełmońskiego, osobno brat Albert, potem Chopin, znowu trójka - Wyspiański, Słowacki, Kasprowicz i wreszcie Mickiewicz. Znaczek z bratem Albertem kosztował 2 zł. I jeszcze jeden - „Pomoc zimowa 1947/48”. Ten sam łysy, brodaty brat Albert tulący do piersi dziecko, cena 20 zł.
Małe odkrycie - Adam Chmielowski i Stefan Żechowski urodzili się na ziemi miechowskiej.
Dzisiaj projekty i znaczki Żechowskiego można zobaczyć we wrocławskim Muzeum Poczty.

SAMOTNIK Z KSIĄŻA
Żechowski wyjeżdżał na dłużej lub krócej, ale zawsze powracał do rodzinnego Książa Wielkiego. Nie było go w domu w kwietniu 1953 roku, kiedy płonęła cała ulica, a wraz z nią także jego praca. Pożar pochłonął całą, bogatą korespondencję z Zegadłowiczem i przyjaciółmi artysty, dziennik prowadzony przez Żechowskiego od czternastego roku życia, wiele obrazów. Ocalałe z pożogi szczątki znosili malarzowi okoliczni mieszkańcy. Zebrał je w pudełku, na którym napisał „grób”.
Nie porzucił jednak rodzinnej miejscowości. Tu powstały i powstają jego nowe dzieła. Zmienia tematykę i styl swojej twórczości. Po wspaniałych, nadrealistycznych rysunkach inspirowanych twórczością Mickiewicza, Słowackiego, Zegadłowicza, Kasprowicza, Leśmiana, Żuławskiego, Poego, Dostojewskiego, po uderzających oryginalnością portretach Tołstoja, Michała Anioła, Mickiewicza, brata Alberta, Chopina, po mrocznych rysunkach okupacyjnych, zajął się Żechowski sztuką erotyczną, malarstwem pastelowym. Z poprzednim okresem łączy je tylko mistrzowski warsztat, precyzyjny rysunek, wybujała wyobraźnia. Wydaje się, że artysta maluje od lat ciągle tę samą kobietę - młodą, piękną, o wielkich oczach i krągłych biodrach. To dziewczyna jakby z marzenia sennego, odległa, przeidealizowana w doskonałości kształtów, nieco okrutna w cyklu Niewolnik muzy i prawie zalotna w cyklu Rusałka. Zmienia się tylko kolor jej włosów. Te obrazy przyniosły mu sławę, choć nie w Polsce.
W roku 1964 otwarto wystawę jego prac w Brukseli. Przedstawiono tam erotyki Żechowskiego. Z tej okazji Stephanie Ray pisała - „Artysta przynosi nam niepokojąca wiadomość o nienasyconej kobiecie, która wraz z szatanem dominuje, chwyta i tłumi, pozostającego pod wpływem obsesji z dzieciństwa, mężczyznę. Dusza polska jest tak pełna tajemnic, literackości i ponurej rozkoszy”. W dwa lata później „odkrywa” Żechowskiego zaprzyjaźniony z nim Andrzej Banach, który na łamach miesięcznika „Ty i ja” publikuje swój szkic o jego twórczości pt. „Żechowski artysta romantyczny”, ilustrowany pracami artysty. W eseju tym Banach pisał m.in.:
„…zapomniany przez publiczność dawną i nieznany przez nowych artystów, pracował długie lata jedynie dla siebie. Ale przecież, gdy pokazywano kobiety rysowane przez niego twórcom najbardziej nowoczesnym, nie ulegającym sugestii historycznego stylu, wywoływały entuzjazm u przedstawicieli kierunków najbardziej sprzecznych (…) Jest tu romantyzm erotyczny absolutnie czysty, pozbawiony chęci zetknięcia ze światem, wolny nie tylko od pożądania, ale nawet od uczucia. Erotyzm Żechowskiego nie tylko poszerza naszą wrażliwość poprzez ciało, ale - według przekonania artysty - z jego istnienia czerpie usprawiedliwienie twórcy (…) Te rysunki są wyznaniem wiary, że bez takiego romantyzmu życie nie byłoby warte trudu. Równocześnie zaś, są one przykładem różnicy, która dzieli erotyzm od miłości i od pornografii. Artysta nie chce być związany z kobietą tylko jedną, unika kłopotów życia sentymentalnego, łez, westchnień i tęsknoty (…) I wydaje się nieraz, w pierwszym rzucie oka, że te jego dziewczyny nagie, to modelki Akademii Sztuk Pięknych, jeszcze od Matejki w Krakowie, upiększone przez zachwyconego studenta z wdzięczności za to, że zobaczył rozebraną kobietę po raz pierwszy”.
Ale na wystawę prac Żechowskiego w Polsce trzeba było jeszcze czekać parę lat. W roku 1971 Alfred Ligocki w Kronice miasta Zabrza pisał: „Wartość artystycznej kreacji Żechowskiego polega na wyjątkowej oryginalności wizji i możliwości znalezienia dla nich pełnych ekspresji formalnych znaczeń. Sztuka Żechowskiego, w czasach powrotu do malarstwa realistycznego i ucieczki od malarstwa abstrakcyjnego, zyskuje wyjątkowe znaczenie.” Wreszcie w 1973 roku otworzono w Krakowie pierwszą po wojnie i dotychczas jedyną wystawę prac tego artysty w Polsce. W następnym roku Żechowski zostaje zaproszony do Stanów Zjednoczonych przez Fundację Kościuszkowską. Od 15 lutego do 8 marca czynna jest w Nowym Jorku wystawa 57 jego prac, która staje się wydarzeniem nie tylko dla miejscowej Polonii. Żechowski przebywa wtedy w USA przez kilka miesięcy. Odrzuca propozycje sprzedaży swoich dzieł, nie zgadza się na zorganizowanie wystawy swoich prac w innych miastach amerykańskich, odmawia prowadzenia wykładów rysunku na Uniwersytecie Kennedy’ego. Wraca do rodzinnego Książa Wielkiego.
Rośnie zainteresowanie jego twórczością. Osobne miejsce poświęcono mu we francuskiej Encyklopedii sztuki erotycznej, w której znalazło się dziewięć reprodukcji jego dzieł. Odnotowano jego twórczość również we francuskiej Historii Sztuki Światowej. Piszą o nim i reprodukują jego prace wydawcy japońscy. Andrzej Banach w swojej książce Erotyzm po polsku zamieścił kilka reprodukcji dzieł Żechowskiego. Pisze o nim Tadeusz Dobrowolski w Nowoczesnym malarstwie polskim i Andrzej Banach w książce O polskiej sztuce fantastycznej. Przychodzi wreszcie trzecia wystawa zagraniczna, tym razem w Amsterdamie.
Ale w polskich galeriach o Żechowskim ciągle głucho. Od wystawy w Krakowie minęło osiem lat. Tylko niektóre prace tego artysty można obejrzeć w Gorzeniu Górnym i Wrocławiu, jego rysunki znajdują się w galerii rycin Muzeum Narodowego w Poznaniu, a cykl rysunków zatytułowany Wojna można zobaczyć w bytomskim Muzeum Górnośląskim. Tylko w domu artysty można zapoznać się z jego romantycznymi erotykami (niektóre z nich były w ubiegłym roku reprodukowane w kilku numerach miesięcznika „Przemiany”). Rację miał więc Tadeusz Żochowski, gdy pisał: „Cały rozdział o Żechowskim, napisany przez profesora Andrzeja Banacha dla znanego paryskiego wydawnictwa Pauverta - to sukces, który bywa udziałem jedynie najwybitniejszych, a jednocześnie jest klasycznym potwierdzeniem przejmującej prawdziwości starego przysłowia, że trudno być prorokiem we własnym kraju”.
Rozmawiam z artystą i na ten temat. Już w ubiegłym roku miała ukazać się w Wydawnictwie Łódzkim jego książka pt. Na jawie - autobiograficzne wspomnienie od lat dzieciństwa do zakończenia wojny, do których autor dołączył 65 ilustracji. Podobno książka ta ma być wydana w roku bieżącym. „Moje pisanie stawiam na równi z twórczością plastyczną” - powiedział w jednym z wywiadów.
Żechowski nie tylko nigdy nie starał się, nie zabiegał o zorganizowanie wystawy swoich prac, ale do wielu propozycji odnosił się niechętnie. Opowiada mi, jak odwiedziły go siostry Wahl. Obejrzały jego prace i następnie przysłały list z propozycją urządzenia wystawy w ich warszawskiej galerii. Odpowiedział grzecznie, ale odmownie. Nie mówi dlaczego. Stwierdza natomiast, że chętnie wystawiłby swoje prace w Kielcach. Ma obecnie gotowych do ekspozycji około 100 dzieł. Rozmawiałem w tej sprawie z dyrektorem kieleckiego Biura Wystaw Artystycznych, Marianem Ruminem. Wystawę prac Żechowskiego urządziłby bardzo chętnie, ale słyszał, że od dwóch lat zabiega o to kieleckie Muzeum Narodowe. Jeśli muzeum zrezygnowałoby z tego zamierzenia, to dopiero wtedy BWA mogłoby zorganizować tę wystawę w salonie przy ul. Leśnej, gdzie zmieściłoby się około 60 prac. Natomiast dyrektor kieleckiego Muzeum Narodowego, Alojzy Obrony, stwierdził, że jest bardzo zainteresowany ekspozycją dzieł Żechowskiego. Trzeba ją jednak starannie przygotować, by miała ona charakter retrospektywny. Można więc liczyć, że w przyszłym roku odbędzie się w Kielcach otwarcie wystawy dzieł Stefana Żechowskiego i nie wątpię, że stanie się ona dużym wydarzeniem artystycznym.
Malarz z Książa nie sprzedaje swoich prac, nie wręcza ich w podarunku. Pragnie wszystkie przekazać w testamencie do zbiorów państwowych. Mówi o tym na zakończenie naszej rozmowy, przed pożegnaniem. I gdy opuszczam jego gościnny dom, mam uczucie, jakbym ściskał rękę ostatniego już romantyka - w twórczości i w życiu.

  • ORGANIZATOR:

  • PATRONAT:

  •  

  • PARTNERZY:

  •