„Nasz Klub”, II/67, nr 2 (28), str. 11
Tadeusz Żochowski
Niedawno Polska Kronika Filmowa przypomniała nam o malarzu, którego na dobrą sprawę powinno znać w Polsce każde dziecko, ponieważ fantastyczny kunszt łączy on w swoich dziełach z rzadko spotykaną komunikatywnością; obok żadnego z jego obrazów nie sposób przejść obojętnie: są wstrząsające. Takiego też przymiotnika użył w dedykacji Stefanowi Żechowskiemu po zapoznaniu się z jego twórczością inny wybitny malarz i rysownik – tworzący w ZSRR i cieszący się powszechnym uznaniem również za granicą – Mikołaj Żukow.
Niezwykłość – w najlepszym tego słowa znaczeniu – sztuki Żechowskiego sprawiła, że zainteresowano się nim także na Zachodzie. Latem ub. r. Galeria w Brukseli urządziła wielką wystawę jego rysunków. Tłumy zwiedzających, pochlebne, a nawet wręcz entuzjastyczne recenzje, korzystne zakupy (sponad 60 wystawionych prac artysta tylko 10 przeznaczył na sprzedaż, jak najwięcej pragnie zachować dla swego kraju), korzystne oferty z innych stolic europejskich, cały rozdział o Żechowskim w przeglądzie plastyki polskiej, napisany przez prof. Andrzeja Banacha dla znanego paryskiego wydawnictwa Pauverta – to sukces, który bywa udziałem jedynie najwybitniejszych, a jednocześnie jest klasycznym potwierdzeniem przejmującej prawdziwości starego przysłowia, że trudno być prorokiem we własnym kraju. Żechowski nie jest bowiem twórcą młodym, którego trzeba dopiero odkrywać. Tworzy już – i to niemal od dzieciństwa w jednym, charakterystycznym dla siebie stylu – już blisko 40 lat i został odkryty już dawno: jego to obrał na ilustratora swoich głośnych przed wojną „Motorów” Emil Zegadłowicz, cieszył się on przyjaźnią i poparciem Leona Kruczkowskiego i Wandy Wasilewskiej, którzy zamawiali u niego ilustracje do swoich dzieł, żywo interesuje się jego twórczością Jerzy Putrament, znany jest przez wielu dziennikarzy, plastyków i koneserów sztuki. Związany jest z ludźmi otoczonymi rozgłosem (Emil Zegadłowicz, rzeźbiarz i malarz Stanisław Szukalski, którego był najzdolniejszym uczniem) – pozostawał naturalną koleją rzeczy w ich rozległym cieniu. Owemu „zapomnieniu” sprzyjała też postawa samego Żechowskiego: do przesady skromny, bez reszty oddany swojej sztuce – nie dba wcale o rozgłos, który go raczej żenuje. Wreszcie – artysta ten na profesjonalnej giełdzie zawodowych plastyków od lat jest notowany w sposób arcydziwny: owszem, nie odmawia się mu talentu, nawet wybitnego, ale jednocześnie zarzuca się „fotografizm”, „rembrandtyzm”, naturalizm, staroświeckość i wiele innych grzechów stawiających pod znakiem zapytania wartość jego malarstwa.
Kim jest więc Żechowski jako artysta? Rzecz w tym, że trudno go sklasyfikować i „przydzielić” do któregokolwiek z istniejących kierunków. Na pozór jest rzeczywiście staroświecki. Uprawia wyłącznie tzw. malarstwo figuratywne. Posługuje się najchętniej środkami prostymi: ołówek, kredka, atrament. Lecz swoją doskonałość techniczną doprowadził do granicy magii. Surowy naturalizm splata się w jego obrazach z wizyjnym surrealizmem, a każde z jego dzieł – nawet tych najbardziej pozornie zbliżonych do „fotografizmu” – żyje własnym życiem, świeci własnym, niepowtarzalnym blaskiem nadanym przez artystę.
Prof. Andrzej Banach nazwał Żechowskiego artystą romantycznym, a rodzaj jego romantyzmu – romantyzmem zaangażowanym. Ilustrował on utwory Mickiewicza, Kasprowicza, Żuławskiego. Ale bodajże jeszcze więcej podniet niż literatura dostarcza Żechowskiemu rzeczywistość. Wstrząsający jest jego cykl „Wojna”, w którym zamknął swoje przeżycia okupacyjne, ma w swoim dorobku dzieła związane z wsią – tą sielską, z czasów wczesnego dzieciństwa i tą z okresu walki i burzliwych przemian po wojnie, portrety żyjących ludzi.
Chętnie uprawia też portret historyczny. W jego pracowni powstały wizerunki takich tytanów, jak Sokrates, Lew Tołstoj, Teodor Dostojewski, Karol Marks, Ludwik Waryński. Obliczu każdej z portretowanych postaci nadał oryginalną, dramatyczną wymowę, lub mówiąc ściślej – dramatyzm ów wydobył i ukazał. /./