Na zdjęciach powyżejod lewej: Dwoistość, masa szamotowa, 1975 r.; Wilk wilkowi - człowiekiem, glina szamotowa, 1974 r.: Monoskwit (awers), glina szamotowa, własność Muzeum Okręgowe w Tarnowie
Stanisław Moskała urodził się w 1945 r. w Łysej Górze. W 1962 roku ukończył Zasadniczą Szkołę Rzemiosł Artystycznych w Łysej Górze na dziale ceramicznym. Następnie odbywał staż w spółdzielni „Kamionka„ w Łysej Górze w pracowni Bolesława Książka, ówczesnego kierownika artystycznego tej spółdzielni. W latach 1964-66 kontynuował edukację w Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu. W latach 1966-1972 studiował na Wydziale Rzeźby w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie uzyskał dyplom w pracowni prof. Jerzego Bandury. W ramach stypendium rządu włoskiego w latach 1976-1977 odbył staż artystyczny w Academia di Brera w Mediolanie, a w latach 1980-1981 w Escuela Nacional de Artes Plásticas „San Carlos” (UNAM) w mieście Meksyku, jako stypendium rządu meksykańskiego. Od roku 1984 do 1986 prowadził badania na temat sztuki pre-kolumbijskiej i ludowej na terenach Meksyku w Centro de Investigación y Experimen-tación Plástica de INBA w mieście Meksyk.
W 1988 roku rozpoczął pracę dydaktyczną na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedago-gicznego w Krakowie gdzie prowadził Pracownię Rzeźby i Rysunku. Przewód kwalifi-kacyjny I st. przeprowadził w 1996 r. Swoją twórczość artystyczną prezentował na 15. wystawach indywidualnych i około 60 wystawach zbiorowych w Polsce i za granicą.
Skamielina II, glina szamotowa, 1984 r.
Jego prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Okręgowego w Tarnowie, w zbiorach Wydziału Kultury Miasta Tarnowa, w galerii Centro d’Arte Sintesi w Mediolane, w zbiorach Universidad Nacional Autónoma de México ENEP Acatlán, i Poliforum Cultural David Alfaro Siqueiros w mieście Meksyku, a także w zbiorach prywatnych w kraju i zagranicą m.in. w Meksyku, USA, Hiszpanii i we Włoszech.
Na zdjęciach powyżejod lewej: Dwoistość, masa szamotowa; Plugawy ptak nocy, glina szamotowa, 1985 r.; Kiełkowanie, masa szamotowa
Od 1980 roku jest związany ze środowiskiem artystycznym i naukowym Meksyku, gdzie współpracował z czasopismami: „Uno más Uno” i „Cuestión” oraz z uczelniami: Universidad Autónoma de México (UAM), Universidad Anáhuac del Sur, Universidad Nacional Autónoma de México (UNAM), Universidad Tecnológica Americana (UTECA).
Uprawia : rzeźbę, grafikę unikatową i rysunek oraz poezję.
WYSTAWY INDYWIDUALNE
2009 – Gologorsky Gallery ”Obiekty – Subiekty” – Kraków 2000 – Galeria CEPELiA – „Rzeźba i monotypia” – Kraków – Galeria BWA „U Jaksy” – „Rzeźba i monotypia” – Miechów 1996 – Galeria ASP – „Rzeźba i monotypia” – Kraków 1986 – Galeria „Casa del Lago” (UNAM) – miasto Meksyk – MEKSYK – Galeria „Sloane Racotta” – miasto Meksyk – MEKSYK – Galeria „Casa de la Cultura de Mixcoac” – miasto Meksyk – MEKSYK 1982 – Galeria Unione Culturale F. Antonicelli – Turyn – WŁOCHY 1981 – Istituto Nazional de Bellas Artes (INBA) Galeria „J.C. Orozco” – miasto Meksyk – MEKSYK – Galeria Uniwersytetu ENEP – Acátlan, UNAM – miasto Meksyk – MEKSYK – Galeria „Centro de Cartón y Papel Mexicano” – miasto Meksyk – MEKSYK – Galeria „Poliforum Cultural D.A.Siqueiros – miasto Meksyk– MEKSYK – Galeria Escuela Nacional de Artes Plásticas de San Carlos (UNAM) – miasto Meksyk – MEKSYK 1979 – Galeria „Arcipelago” – Turyn – WŁOCHY 1977 – Galeria „Centro d’Arte SINTESI – Mediolan – WŁOCHYINSPIRACJE I NURTY W MOJEJ TWÓRCZOŚCI
Zestaw prac zatytułowany „Obiekty – Subiekty” z cyklu „Transgresje – ukryty wymiar” to wynik moich zainteresowań prekolumbijską sztuką Meksyku. Od najmłodszych lat intrygowała mnie ona i pobudzała moją wyobraźnię. Meksyk to kraj, w którym kultury „przed hiszpańskie” nawarstwiały się przez wieki a następnie łączyły z napływową kulturą europejską, tworząc konglomerat, w którym realia życia codziennego wymieszane są z fikcją, religia z praktykami szamanów a wielka sztuka z kiczem. Rzeczywistość, w której znalazłem się niespodziewanie pewnego dnia, a w której miałem spędzić kilka lat mojego życia, odurzała swoim kolorytem i egzotyką. W Meksyku zmieniło się zasadniczo moje podejście do rzeźby w ogóle, a w szczególności do rzeźby w ceramice. Tam poznałem nowe źródła wewnętrznych inspiracji inne od tych, które oferowała - wpisana w kulturę grecką posługująca się cytatami z natury - cywilizacja zachodnia. Meksyk nauczył mnie też abstrahować od dosłowności.
Źródła cywilizacji Ameryki Łacińskiej to połączenie religii i wierzeń poszczególnych plemion (zamieszkujących przez stulecia tamtejsze tereny), na które nałożyła się religia katolicka, przywieziona w XVI wieku przez hiszpańskich konkwistadorów, co w efekcie również zaowocowało zdumiewającą kompilacją, obecną w tych krajach do dzisiaj. Zgodnie z pierwotnymi wierzeniami ludów prekolumbijskich człowiek został stworzony przez bogów po to, by być ich pomocnikiem w ustawicznej walce o utrzymanie porządku kosmicznego i dlatego artyści prekolumbijscy w swojej twórczości stwarzali własny język symboli, który pomagał im zrozumieć świat. Sztuka, która na tych obszarach była nieodłączną częścią rytuałów religijnych, ukazała mi inną twarz transcendencji. Moje prace poprzedzające zetknięcie z kulturą prekolumbijską to figuratywne kompozycje z pogranicza ekspresjonizmu i symbolizmu. W tym czasie rozpocząłem cykl pod wspólnym tytułem „Wiwisekcje”, realizowany przez okres kilku lat. W kompozycjach tych chciałem pokazać jak negatywny stosunek do rzeczywistości i subiektywne uwarunkowania, deformują psychikę człowieka.
Prace przeważnie realizowałem w gipsie, a potem patynowałem lub polichromowałem. Często do rzeźb wkomponowywałem żywe elementy, na przykład: tryptyk „ Wiwisekcja – narodziny, życie, śmierć” z żywym kanarkiem w klatce figury centralnej czy „Wiwisekcja – skamielina” z modelem anatomicznym wkomponowanym w bryłę gipsową, sugerującą kamień, a zakończoną warstwą ziemi z trawą, wyrastającą z niej w trakcie wystawy. Ten okres mojej twórczości był inspirowany archetypami kulturowymi, przynależnymi naszej cywilizacji wywodzącej swoje korzenie ze starożytnej Grecji. Istotą tej cywilizacji było tak wierne naśladowanie rzeczywistości, że brakowało jedynie biblijnego tchnienia celem nadania rzeźbie życia, o czym świadczy chociażby mit o Pigmalionie i Galatei. Moje poszukiwania artystyczne z tego okresu wpisują się w tę odwieczną tęsknotę człowieka za transcendencją. Artysta w procesie kreacji podświadomie usiłuje naśladować Stwórcę, pragnie żeby jego prace ożyły. Kanarek i rosnąca trawa w moich rzeźbach miały być tym symbolicznym tchnieniem, próbą symbolicznego ożywienia ich.
Podróż do nikąd, masa szamotowa
Drugim nurtem w mojej twórczości z tego okresu były prace realizowane w glinie szamotowej. Inspiracji do nich, szukałem w sztuce ludowej, a konstruowałem je metodą znaną i używaną od czasów prehistorycznych: wałki z gliny doklejane do siebie, a następnie wygładzane. Nowością w tych pracach były spękania na powierzchni wypornych, napęczniałych form, uzyskiwane w sposób kontrolowany i w zamierzonych miejscach. Pęknięcia te stwarzały efekt rozpadu formy zewnętrznej, pod którą pojawiała się nowa „zdrowa tkanka”. Prace te miały symbolizować życie i odwieczny cykl odradzania się natury.
Wiwisekcja II – Narodziny, Życie, Śmierć; (pamieci Daniuchy Błeszyńskiej-Dudek), gips patynowany, pręty żelazne, cepeliowski drewniany ptaszek i żywy kanarek, 1974 rok
Tuż przed moim wyjazdem do Meksyku, powstała – w ramach cyklu „Wiwisekcje” – pierwsza większa realizacja (220 cm) w glinie szamotowej: „Wilk wilkowi człowiekiem”. Praca ta wniosła do mojej twórczości odmienne elementy. Ze względu na rodzaj zastosowanych deformacji jak i na użycie jaskrawych, kolorowych szkliw, można ją uznać za prekursorską w stosunku do zaistniałego niedługo potem nurtu „Nowi Dzicy”. Wówczas nie wiedziałem jeszcze, że rzeźba ta tematycznie – oraz ze względu na kolorystykę i formę – mieściła się w konwencjach sztuki z obszarów kultury latynoamerykańskiej, co nie omieszkali zauważyć – jako pierwsi – tamtejsi krytycy, natomiast ja dopiero teraz zrozumiałem, że było to swoiste déjà vu, przeczucie Meksyku, zapowiedź przyszłych zmian w mojej twórczości.
W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia Meksyk szczególnie silnie oddziaływał na artystów całego świata swoją odmiennością. Nie przez przypadek właśnie tam powstała znaczna część filmów Luisa Bunuela. Właśnie w tym kraju znalazł podatne dla siebie podłoże i ukazał odrębne latynoskie oblicze realizm magiczny. Kultura Ameryki Łacińskiej od zawsze koegzystowała z magią, ale i jej tajemnica towarzyszyła człowiekowi od zawsze. Manifestując się poprzez magię wymagała tłumaczenia, szukała szyfrów i symboli, prowokowała uniwersalne dla danych kultur tendencje estetyczne, wyrażające wewnętrzną rzeczywistość. Realizm magiczny, który w XX wieku – jako manifestacja ducha – objął nieomal cały świat. W Meksyku nie musiał się adoptować, gdyż codzienność meksykańska jest nim przesiąknięta. Jeden z czołowych przedstawicieli tego kierunku w literaturze – kolumbijski pisarz Gabriel Garcia Marquez – zdefiniował go następująco: „realizm magiczny? – to sposób, w jaki moja babcia opowiada wydarzenia”. Oznacza to, że taki schemat myślenia i reagowania na rzeczywistość jest typowym wzorcem zachowań w Ameryce Łacińskiej.
Moje podróże do Ameryki Łacińskiej, nawiązanie bliskich kontaktów z jej mieszkańcami, towarzyszenie im na co dzień, udział w rodzinnych uroczystościach, poznawanie miejsc dla nich świętych, fascynacja tamtejszą kulturą, to wszystko w jakimś stopniu odmieniło mój wewnętrzny świat, nadając mu całkowicie inny wymiar. Moje widzenie świata form również ukonstytuowało się od nowa. Podświadomie chłonąłem i kumulowałem w sobie odmienność kulturową tego kraju: Majowie nauczyli mnie szukania inspiracji do twórczości w otaczającej nas przyrodzie; Olmekowie objaśnili na czym polega monumentalizm bryły i co to jest lojalność wobec materiału rzeźbiarskiego; Zapotekowie pokazali architektoniczny wymiar rzeźby; Aztekowie wprowadzili w świat symboli oraz uzmysłowili związki pomiędzy reliefem a rzeźbą pełną. Dużo nauczyłem się też od współczesnych artystów meksykańskich. Jednym z nich był stosunkowo niedawno zmarły – ostatni z wielkich, pamiętający czasy Fridy Kahlo i Diego Rivery – malarz i rzeźbiarz Juan Soriano; inny to Enrique Carbajal (pseudonim artystyczny „Sebastian”), którego monumentalne, zgeometryzowane kompozycje można spotkać w przestrzeni wielu miast na całym świecie. Ten artysta zadziwia umiejętnością, która pozwala mu – przy operowaniu czystą formą – w pracach realizowanych w metalu łączyć tradycję ze współczesnością w jedną nierozerwalną całość. Te doświadczenia zaowocowały serią nowych rzeźb, odmiennych zupełnie od moich dotychczasowych kompozycji. W tym czasie powstały formy zmierzające w kierunku abstrakcji. Świat przyrody jest w nich już tylko pretekstem. Przeważają kompozycje nieprzedstawiające, niejednokrotnie składające się z dwóch oddzielnych, uzupełniających się części. Moja twórczość ewoluowała od realizmu narracyjnego w stronę syntezy bryły, od rzeźb figuralnych do nieprzedstawiających form biologicznych. Prace nabrały wyporności i płynnej linii. Materiałem, w którym głównie realizowałem moje koncepcje stała się glina szamotowa. Prace z okresu meksykańskiego eksponowałem na wystawach w prestiżowych galeriach w stolicy tego kraju, w czym dopomogła mi pani Raquel Tibol – autorytet w dziedzinie krytyki sztuki, która przed laty lansowała między innymi D.A. Siqueirosa.
Pod koniec ubiegłego wieku wydarzyło się coś, co chwilowo zawładnęło moją wyobraźnią, zmieniając na jakiś czas moje podejście do sztuki. Podczas podróży do Włoch, poznałem działającą w Turynie grupę artystyczną „Arte Debole” (sztuka słaba), której punktem wyjścia była teoria „słabej myśli” (rozkładu myśli metafizycznej, opartej na świadomości samokierowanej) współczesnego włoskiego filozofa Gianniego Vattimo.
Las, drewno, metal
Wraz z grupą artystów krakowskich nawiązałem z nimi współpracę, która doprowadziła do wymiany wystaw pomiędzy Krakowem a Turynem. W moim dorobku artystycznym pojawiły się wtedy kompozycje, które powstały na bazie tego interesującego doświadczenia artystycznego – instalacje z drewna, szkła i marmuru. Jedynie w kwestii formy nawiązywały one do arte debole, gubiąc po drodze jej filozoficzne treści, które w ostatecznym rozrachunku niewiele okazały się mieć ze mną wspólnego. Zdałem sobie sprawę, że lewicujące trendy zrywające z transcendencją w sztuce, kolidują z moim światopoglądem, a prace, które powstały w tym czasie łatwiej dałyby się zaszeregować do innego nurtu włoskiej sztuki – do „Arte Povera”(sztuka uboga), który na kilka lat przed „Arte Debole” znacząco zaistniał w europejskiej świadomości.
Po tym konstruktywnym doświadczeniu w mojej twórczości nastąpił powrót do czystej formy oraz do podporządkowania się dyktatom materiału rzeźbiarskiego. Kompozycje biologicznych form stały się prawie architektoniczne. Rzeźby poprzez wprowadzone perforacje napełniły się przestrze-nią i światłem. Forma zapanowała nad treścią. Pomimo to, im bardziej oddalałem się od natury, tym bardziej służyła mi ona za wzór do naśladowania. Brzmi to jak paradoks, ale wszystkie moje abstrakcyjne kompozycje powstały na bazie obserwowania i naśladowania natury.
Artysta to ktoś, kto pomimo życia w świecie konwencji zachował w sobie wewnętrzne dziecko, które uczy się przez naśladownictwo. Natura zawsze inspirowała artystów, różnice w twórczości dotyczyły jedynie stylów, materiałów, sposobów realizacji dzieł oraz treści ich przesłania. Czasem artysta starał się wiernie kopiować naturę, niekiedy ją transformował lub wręcz parodiował, ale zawsze była to próba kreacji własnego alternatywnego świata. Dzieło po zrealizowaniu żyje własnym życiem, ożywa też na chwilę, poruszone wyobraźnią obserwatora. Moje rzeźby z cyklu „Transgresje – Ukryty wymiar” inspirowane naturą zaczynały swoje życie pod moimi palcami w czasie formowania obiektu. Rozrastały się jakby obserwując i korygując same siebie. Formowały się i zwijały w rury, które perforując bryłę rzeźby pędziły dalej w przestrzeń, czasem stawały się jej chropowatą powierzchnią, kiedy indziej powietrzem zamkniętym w rzeźbie. Światy te wyrastały ze mnie, z głębi pamięci mojej podświadomości, odsłaniając ukryte znaki, które starałem się zinterpretować. Jak sny będące obrazem procesów zachodzących głęboko w psychice. Jak zapisane szyfrem listy z przyszłości. Glina biernie poddająca się palcom, wchodząca z nimi w interakcję, była nośnikiem tych przekazów. Jeżeli nawet nie można tego nazwać ożywieniem rzeźby, to jest to zatrzymaniem w kadrze procesu życia, a czego więcej może oczekiwać artysta, który staje się wyłącznym władcą (własnego świata,) świata form… może jedynie odbiorcy, który chciałby ten świat oglądać i zrozumieć.
W moich poszukiwaniach, obok rzeźby, dużą role odgrywają kompozycje na płaszczyźnie. Rysunek i grafika unikatowa to techniki w których często realizuję pomysły przestrzenne, zanim nadam im ostateczny trójwymiarowy kształt. Niekiedy pozostają one w formie szkiców, częściej jednak stają się niezależnymi kompozycjami które żyją własnym życiem. Są zapiskami moich poszukiwań przestrzennych, próbą uchwycenia trójwymiarowości na płaszczyźnie, pamiętnikiem „dywagacji” wyobraźni. Techniką, która szczególnie mnie interesuje jest monotypia, a to ze względu na możliwości jakie stwarza, nie ograniczając inwencji twórczej uwarunkowaniami technologicznymi, jak dzieje się to w przypadku grafiki warsztatowej. Rysunki i monotypie, które towarzyszą procesowi powstawania moich rzeźb, są dokumentacją przebiegu ich realizacji i jako takie, często towarzyszyły im też w salach wystawowych, zdobywając tak w Polsce jaki i poza jej granicami uznanie krytyki i odbiorców sztuki.
Subiekt/SMP/08/02/b.1, glina szamotowa, 75x55x44 cm, 2008; Z cyklu: TRANSGRESJE - UKRYTY WYMIAR: "Obiekty - Subiekty"
Serię rzeźb z cyklu „ Transgresje – ukryty wymiar”, na wystawie „Obiekty – Subiekty” również zaprezentowałem w zestawieniu z grafiką komputerową. Wykadrowane fragmenty eksponowanych kompozycji zachodzące w korelacje z samymi rzeźbami, stworzyły w czasie wystawy nowe przestrzenie i sytuacje artystyczne, dopełniające wymowę prezentowanych rzeźb.
Odmiennym środkiem wyrazu artystycznego, którego często używam w mojej twórczości jest słowo. Moje wiersze nagradzane i publikowane już w okresie studiów, obecnie służą mi przede wszystkim do zupełnie innego – pod względem warsztatowym – rodzaju wypowiedzi. Słowo wraz z bryłą i kreską tworzą triumwirat w granicach którego moja wyobraźnia kreuje własne światy.